Znany już przed wiekami jako panaceum na wiele schorzeń systematycznie odchodził w zapomnienie, w wielu kuchniach świata – przede wszystkim europejskich – stosowany wręcz sporadycznie, nie wiedzieć czemu pomijany jako dodatek do podstawowych narodowych dań. Na szczęście globalizacja objęła także kulinarne sfery życia i poszukiwanie oryginalnych owoców, warzyw, przypraw czy wszelkiego rodzaju dodatków przy okazji przyczyniło się od renesansu imbiru. Nie bez znaczenia jest też fakt, iż cywilizowane społeczeństwa coraz większą wagę przywiązują do zdrowego odżywiania. A w tym wypadku nasz ginger (występujący także pod nazwą adrak) daje gwarancje autentycznych korzyści praktycznie dla każdego: od 1. do 100. roku życia. Osobiście maniakalnie używam imbir – przede wszystkim świeży, jako korzeń – od dobrych kilku lat. Moją kulinarną namiętność do tego warzywa-przyprawy zapoczątkował japoński marynowany ginger, stanowiący genialny wręcz dodatek do sushi. No, a potem sprawy potoczyły się wręcz same; kolejno używałem marynowany, sproszkowany i w końcu świeży. Teraz imbir dodaję niemal do wszystkiego: zup, mięs, sosów, herbaty czy grzanego wina (świeżo utarty korzeń) oraz ryżu a nawet podczas pieczenia chleba (sproszkowany). Nigdy nie zastanawiałem się nad walorami zdrowotnymi imbiru, a stał się on nieodzownym elementem mojego gotowania ze względu na wyjątkowe walory smakowe. Od pewnego czasu naukowcy raz za razem odkrywają nowe korzyści spożywania imbiru dla dosłownie każdego organizmu, stąd i mimochodem połączyłem przyjemne z pożytecznym. Dlatego właśnie gorąco polecam powszechne używanie “dżindżeru”, zresztą podnoszącego dosłownie gorąc (ostrość) dań. Spróbujcie choćby Państwo dodać trochę utartego imbiru do sosu grzybowego lub gulaszu, a sami doświadczycie, jak te nasze stare, tradycyjne dania nabiorą nowego, genialnego wręcz smaku. Podobnie ma się rzecz z dobrą, świeżo zaparzoną herbatą, a taki napój – według mnie – należałoby opatrzyć słynnym hasłem reklamowych Coca-Coli, czyli: to jest to!
Leszek Pieśniakiewicz
meritum.us
Korzeń imbiru, znany i wykorzystywany już w Starożytnych Chinach i Indiach, posiada szereg zastosowań – od leczenia przeziębienia po łagodzenie dolegliwości układu pokarmowego. Jak wykazały najnowsze badania, systematyczne stosowanie suplementów zawierających korzeń imbiru może także chronić jelita przed rakiem.
Dr Suzanna M. Zick z Uniwersytetu Michigan przeanalizowała działanie imbiru wśród 30 pacjentów, którzy przez 28 dni przyjmowali codziennie po dwa gramy preparatu z korzenia imbiru. Następnie badaczka porównała poziom stanu zapalnego w jelitach badanych. Okazało się, że po niecałym miesiącu stosowania imbiru nastąpiła wyraźna redukcja większości markerów stanu zapalnego, co sugeruje, że imbir może mieć potencjał jako środek zapobiegający rozwoju nowotworów.
– Musimy przetestować skuteczność korzenia imbiru w ten sam sposób, w jaki prowadzimy wszystkie inne próby kliniczne. Oczekujemy wzrostu zainteresowania tymi wynikami, gdyż ludzie poszukują nietoksycznych sposobów zapobiegania nowotworom, które poprawiają jakość życia, nie generując jednocześnie dużych kosztów – zauważa dr Zick.
Wnioski zostały opublikowane w piśmie “Cancer Prevention Research” wydawanym przez Amerykańskie Towarzystwo Badań nad Rakiem.
Dobre i zdrowe – nie jest to znowu takie częste połączenie w codziennym jadłospisie. Imbir stanowi nieliczny wyjątek, stąd i nie pozostaje nic innego, jak tylko mocno pokochać ginger. No i używać go przy każdym posiłku, oczywiście w odpowiedniej formie.
LP meritum.us, PAP