Jak pisał profesor Antoni Kępiński, każda epoka ma swoją chorobę będącą „miss biologicznego lęku”. My mamy grypę.

Gdyby wszystko poszło zgodnie z przewidywaniami, co czwarty czytelnik tego tekstu mógłby już nie żyć. Czekał nas przecież Armagedon, biologiczna zagłada spowodowana pandemią świńskiej grypy. Jaką lekcję wyciągnęliśmy z wydarzeń sprzed dwóch lat? I co się stało z leżącymi w magazynach szczepionkami?

– Można powiedzieć, że istnieje ruch oburzonych, który wymierzony jest tym razem nie w bankierów. Autorytet wielu instytucji medycznych, przede wszystkim WHO, został poderwany. Widać to na co dzień – coraz mniej osób chce się szczepić na grypę sezonową. I wygląda na to, jakby w ogóle nie chciano za głośno mówić o grypie i szczepieniach – przyznaje prof. Andrzej Gładysz, kierownik Katedry i Kliniki Chorób Zakaźnych AM we Wrocławiu.

Kiedy dwa lata temu pisałam tekst „Grypy teoria spiskowa”, usiłując wykazać, że pandemia świńskiej grypy to w rzeczywistości sztucznie wykreowana pandemia strachu i korupcji, tylko prof. Gładysz – jako jedyny z moich rozmówców – ośmielił się otwarcie mówić, że WHO dziwnie się pospieszyła, ogłaszając szósty, najwyższy stopień zagrożenia, czyli pandemię. I że jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze.

Dzisiaj krytyków WHO jest więcej – na stronach Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy pojawiła się nawet, by potem zniknąć, lista ekspertów WHO będących na liście płac koncernów farmaceutycznych.

Nie oznacza to jednak, że wyciągnięto wobec nich szczególne konsekwencje. WHO z godnością i brakiem logiki na wszelkie pytania o konflikt interesów odpowiadała, że nie zamierza ujawniać żadnych powiązań swych ekspertów w trosce o „ich niezależność i przejrzystość procesu podejmowania przez nich decyzji”.

Rekomendacje ekspertów podczas kryzysu wywołanego lękiem były zdecydowane: rządy muszą zakupić szczepionkę pandemiczną, w dodatku – jak zalecano – początkowo każdy pacjent powinien przyjąć dwie dawki szczepionki.

Niepewność co do skutków ubocznych pospiesznie produkowanej szczepionki – za które koncerny absolutnie nie chciały wziąć odpowiedzialności – spowodowała, że nawet tak zdyscyplinowane społeczeństwa, jak niemieckie, zdecydowanie odmawiały poddaniu się akcji szczepień.

Co się stało z wartymi miliardy euro szczepionkami przeciw grypie A/H1N1 zwanej świńską grypą, która zalegały w rządowych magazynach?

– Zostały zutylizowane. Koncerny farmaceutyczne odbierają je, a potem szczepionki trafiają do specjalnych pieców i nie zostaje po nich nawet ślad – odpowiadają zdecydowanie moi rozmówcy, eksperci medyczni.

A jednak chyba nie jest to jedyna możliwa odpowiedź. Część szczepionek trafiła bowiem na przykład na Haiti jako „pomoc krajów rozwiniętych dla krajów rozwijających się”.

Maja Narbutt

Rzeczpospolita