Nikt mnie nie może posądzić o złośliwość, choć bez wad nie jestem. Z reguły lubimy się śpieszyć, ale jak zauważyłem: nie zawsze. Skoro była kiedyś „przyśpieszona wiosna poetycka”, zrównoważyła to jesień, gdzie zwolniły wszystkie zegary.

Słowa nie poszły na marne, wyciągnięto z mojej lekcji wnioski i pozwolono ludziom czytać do woli.

Przychodzą dobre czasy dla poezji, która nigdy nie lubiła pośpiechu. Potrzebny jest nam wszystkim czas na rozmyślanie, na zrozumienie drugiego człowieka, który w żadnym razie nie jest gorszy od nas. Poezja i człowiek potrzebują tyle samo czasu: poezja, by ją dogłębnie zrozumieć, człowiek, by go zrozumiano. Przerywnik czasu – jakże ważny do podjęcia decyzji.

Mamy za sobą czterdziestą jesień poetycką w stolicy, która zgromadziła stu uczestników z kraju i zagranicy. Chicagowska była ósmą jesienią i zebrała trzydziestu trzech uczestników. W porównaniu z ilością piszących nie pozostajemy daleko w tyle.

W Polsce odbyło się więcej takich spotkań i można by je bez końca porównywać, ale po co.
Zapewniam, że na każdej czytane były podobne wiersze i jak słusznie zauważył Janusz Kopeć „różne wiersze”. Może nasze były bardziej przepełnione tęsknotą, bo my wszyscy bez wyjątku tęsknimy za starym krajem. Nie tęskni tylko ten, kto nie ma serca, a taki nie może być poetą. Były też czytane wiersze nadesłane z Polski, czy tak bardzo się różniły?

Wszyscy piszemy podobnie, choć na różnych poziomach, ale to już jakby osobny temat. Przysłuchiwałem się jak zawsze uważnie czytanym wierszom i prozie, która się również zdarzyła i śmiało mogę stwierdzić, że tutejsi poeci podnieśli poprzeczkę choćby o jeden szczebel.

Rzadko z moich ust pada takie stwierdzenie, tym bardziej jest cenniejsze. Pomału słabość nas opuszcza, mężniejemy, dojrzewamy, bardziej ważymy słowa, choć zdarza się ich bezmyślne rozrzucanie tu i tam. Świat postępuje, dlaczego nie dorównać mu kroku. Piszemy coraz mądrzej, dosadniej, a nawet szukamy nowych dróg poetyckich, nowych form.

Nasze słowa stają się z dnia na dzień bogatsze, ale słuchać ciągle się uczymy. O tym właśnie mówił O. Jerzy Karpiński. Przekonywał jak ważna jest dla każdego człowieka mowa, ale to nie ona jest najważniejsza. Jeśli nikt nie słucha, mowa staje się nadaremna, a rzucane słowa na wiatr są gwałtownie rozpraszane i tylko pustka w ich miejsce przenika. Nie łatwo spotkać człowieka, który chciałby ciebie i mnie wysłuchać do końca, choć o nas mówi tak wielu.

Gdybyśmy w prawidłowy sposób wykorzystali słowa raniące drugiego człowieka, powstałyby wielkie dzieła, a tak roztrwania je wiatr i przynosi wiele krzywdy i bólu.
Mówić pięknie – to jakby rozsiewać pacierze, podnosić na duchu – to jakby budować dach nad głową, tam gdzie go jeszcze nie ma. Dojrzewamy, a wraz z nami nasza skromna twórczość. Jesień poetycka jest dla każdego z nas nie tylko wyróżnieniem i przyjemnością, ale też wielkim sprawdzianem. Dobrze kiedy szersze grono ocenia wiersz, wszak sami często nie dajemy sobie z tym radę. Wielu zastanowi fakt, dlaczego Panasiuk pochlebnie wyraża się o tych, których wcześnie krytykował, odpowiedź jest prosta – zasłużyli na to.

Wiersze niczym kamienie szlachetne muszą być poddane obróbce, a na to potrzeba wyobraźni, chęci i czasu. Większość owoców dojrzewa w jesieni i tutaj widzimy jak ważny jest czas. Poświęcić komuś cenny czas, to jakby podarować ostatni płaszcz, kiedy zimno przenika rozgrzane ciało. Czas to nie tylko pieniądz, jak głosi przysłowie, czas to dany człowiekowi skarb, którym powinien się z innymi podzielić. Nikt z nas nie wie ile ma czasu, ale każdy powinien wiedzieć ile go roztrwonił. Nie bylibyśmy ludźmi gdybyśmy nie popełniali błędów, ale możemy się starać je redukować. Zawsze myślałem, że poezja pomaga człowiekowi – więcej zrozumieć i nadal tak myślę. Ludzie pióra stworzeni są do rzeczy pięknych i niech tak pozostanie.

Śliczna złota jesień w szczególny sposób sprzyja poetom, to czas refleksji i zadumy to miesiące powrotu do bogatej historii. Najpiękniejsze wiersze powstają, albo w radości, albo też w smutku, co też udowodniły minione wieki. Żaden poeta nie pisze bez powodów, choć tak mu się wydaje. Piszemy, by się pochwalić, wyżalić, względnie wyrzucić z siebie wszystko, co nas boli. Z własnego doświadczenia wiem, że jesień, to pora pisania, to czas, w którym dojrzewają słowa.

Miniona jesień poetycka przyniosła wiele owoców, co nie oznacza, że sięgnęliśmy pułapu i możemy do następnej jesieni odpoczywać. Nikt rozsądny nie przerywa podróży, kiedy wiatr wdziera się w żagle.

Dobre wprowadzenie O. Jerzego Karpińskiego, ciepłe i rozsądne słowa Janusza Kopcia wprawiły koło poetyckie w ruch. Poeci bez pośpiechu czytali po dwa, nawet trzy wiersze, był czas na krótkie komentarze. Wiersze opowiadały w większości o jesieni, ale były też inne; mówiące o miłości, ojczyźnie, słowem z życia wzięte. Niemal wszystkie mieściły się w normie literackiej, choć poziom ich był różny. Nie zabrakło wierszy pisanych gwarą, był też „sen nocy letniej „w wykonaniu p. Wandy Głuszek i Jana Zbroi. Były wiersze radosne i smutne, takie jaki bywa człowiek.

Wieczór prowadzili: Alina Szymczyk i Robert Paweł Redliński, a mówią, że prezeska wszystko robi sama, ale czego to ludziska nie mówią. Wizerunek zrzeszenia pomału się zmienia, tylko jakość poezji może podnieść jego rangę (nie organizacja)

Już wielokrotnie o tym pisałem, że nieprawdą jest brak miejsca dla ludzi na ziemi, mieszkańcy całego świata zmieszczą się w jednym większym stanie USA. Chleba też nie brakuje, całym problemem jest jego sztucznie zawyżona cena. Skoro miejsca jest tak wiele, dlaczego spychamy drugiego człowieka z powierzchni ziemi.

Nawet, jeśli kupiliśmy bilet do stacji docelowej nikt nam nie broni wysiąść na drugim czy trzecim przystanku. Opuściliśmy zrzeszenie kilka lat temu i świat się nie zawalił. Wciąż jesteśmy zapraszani na wieczory poezji, czy rozwód musi prowadzić do nienawiści? Nie można obojętnie przejść obok tego, co nam służyło. To dzięki zrzeszeniu nas bardziej zauważono, mogliśmy publicznie dzielić się swoimi zapiskami leżącymi na dnie starej szuflady. O tym nam zapomnieć nie wolno. Mnie nikt nie przeszkadza w pisaniu i cieszę się, kiedy mogę w towarzystwie lepszych szlifować swój warsztat.

Dodam, że ja wciąż się uczę.

Cieszę się, że nawet moja krytyka na coś się przydała. Mnie też krytykują, ale nie można przejść obok niej, kiedy się coś robi. Tragedią dla osoby publicznej jest to, że o niej się nie mówi, to nie w tym przypadku milczenie bywa złotem. Nawet poeci nie są idealni i dobrze, bo tacy nie potrafiliby pisać.

Pomarli najlepsi pozostawiając nam pole do popisu, możemy tworzyć nowe formy, zmieniać szyk wyrazów, ale nie wolno nam szydzić z innych.

Wspomniałem żartem o powrocie, ale proszę mi wierzyć, niekiedy bardziej widać z daleka. Szanuję wszystkich ludzi, jestem podobny do nich, niczym szczególnym się nie wyróżniam i nie widzę powodu, by było inaczej. Szanować kogoś wcale nie oznacza zgadzać się z nim, ale poglądy nie powinny różnić ludzi wszak są zmienne. Mówią, że tylko krowa nie zmienia poglądów. Jak widać nie wszystko, co mówią ludzie jest złe.

Tyle jest w nas goryczy, że nawet wiersze nie potrafią jej wchłonąć, ale nie do końca to nasza wina wszak świat, w którym żyjemy daje nam ku temu wiele powodów. Całym pocieszeniem są spotkania poetyckie, w które musimy wkładać coraz więcej serca, by wymazać różnice pomiędzy ludźmi. Nie ma lepszych i gorszych, wszyscy jesteśmy, jeśli nie tacy sami, to podobni do siebie. Niekiedy uzurpowana wielkość każe nam unosić się w obłokach. Wiersze, które słyszałem tego wieczoru nie odbiegały daleko od siebie i jak słusznie zauważył Kopeć ”nie potrzebnie sami się biczujemy”. Panasiuk nie jest katem literackim, ale na słowa pochwały trzeba zasłużyć. Rangi nie podnosi się w roku, to wymaga wielu lat żmudnej pracy, ale warto iść za prądem, bo to łatwiejsze i człowiek nie męczy sam siebie i innych.

Władysław Panasiuk