Prezydent Stanów Zjednoczonych ogłosił właśnie plan oszczędnościowy dotyczący wydatków na wojsko i cały system związany z obronnością kraju. Przy okazji Barack Obama oznajmił zwiększony udział armii amerykańskiej w zapalnych rejonach świata, co przy pierwszym warunku stanowi dużą ekwilibrystykę logistyczną. Najwyraźniej radykalne okrajanie budżetu Pentagonu stanowi prowokację wobec opozycyjnej Partii Republikańskiej, która od zawsze sprzeciwiała się szukaniu oszczędności w sektorze zbrojeniowym i całej wojskowości. Populistyczna decyzja Obamy ma też w sobie ewidentny zabieg marketingowy przed listopadowymi wyborami prezydenckimi. Demonstracja wobec amerykańskiego społeczeństwa poruszającej troski o budżet państwa ma jednoznacznie pomóc obecnemu rezydentowi Białego Domu w reelekcji. Przy okazji – a dla pana prezydenta raczej przede wszystkim – zastosowany został szantaż wobec opanowanego przez Republikanów Kongresu. Mianowicie Obama oznajmił również, iż w razie nie zatwierdzenia jego innych projektów oszczędnościowych wydatki na obronność zostaną zredukowane o kolejne blisko 500 miliardów dolarów. Nowy, iskrzący konflikt na linii prezydent – Kongres jest więcej niż pewny. Reasumując: prezydenckie radykalne cięcie wydatków na wojskowość = ostra konfrontacja z Republikanami.
Barack Obama zapowiedział zwiększenie amerykańskiej obecności wojskowej w regionie Azji i Pacyfiku oraz na Bliskim Wschodzie przy planowanej redukcji liczebności sił zbrojnych USA, co ma być widoczne w Europie. Większe zainteresowanie Amerykanów Azją ma wynikać przede wszystkim ze wzrostu potęgi Chin.
Obama, który jako pierwszy amerykański prezydent pojawił się w sali briefingów dla prasy w Pentagonie, zarysował nową strategię obronną USA. Szef Pentagonu Leon Panetta poinformował o cięciach w budżecie resortu obrony.
Prezydent tłumaczył potrzebę cięć ogromnym deficytem kraju. Przez najbliższe 10 lat wydatki Pentagonu zostaną zmniejszone co najmniej o 487 mld dolarów. Dodatkowe redukcje w wysokości 500 mld dolarów nastąpią automatycznie na początku 2013 roku, jeśli partie w Kongresie nie porozumieją się co do innych sposobów obniżenia deficytu.
Obama podkreślił, że mimo zmniejszenia liczebności armii, głównie wojsk lądowych o 10-15 procent, amerykański budżet wojskowy nadal będzie przewyższał połączone budżety kolejnych 10 największych państw świata.
Zapowiedziano cięcia lub opóźnienia w produkcji niektórych rodzajów broni nowej generacji. Rząd USA przekłada na później m.in. zakupy myśliwców F-35 (Joint Strike Fighter). Nowa strategia przewiduje także zmniejszenie liczby wojsk USA w Europie, prawdopodobnie o 3.000-4.000 żołnierzy, czyli o wielkość jednej amerykańskiej brygady.
Obama zapewnił, że na cięciach nie ucierpi bezpieczeństwo USA, gdyż rząd zadba o rozwój nowoczesnych rodzajów broni i optymalne dostosowanie armii do wymogów współczesnych konfliktów zbrojnych. Zapowiedział też dalsze wydatki na walkę z terroryzmem i rozprzestrzenianiem broni masowego rażenia, a także na służby wywiadowcze i “broń cybernetyczną”.
Prezydent zaznaczył, że wywierano na niego presję, by jeszcze bardziej zmniejszyć budżet Pentagonu. – Niektórzy na pewno powiedzą, że redukcje wydatków są za duże, inni, że za małe – oświadczył.
Większych redukcji domaga się antywojenne skrzydło Partii Demokratycznej. Z kolei Republikanie krytykują ekipę Obamy za zmniejszanie liczebności armii – przypominają komentatorzy. Temat ten już zaczyna się pojawiać w kampanii poprzedzającej tegoroczne wybory prezydenckie.
Minister Panetta przyznał wprost, że redukcja wojsk może oznaczać “zmniejszenie potencjału” sił amerykańskich i zdolności USA do prowadzenia więcej niż jednej wojny na lądzie. W polityce bezpieczeństwa trzeba będzie odtąd kłaść większy nacisk na dyplomację – powiedział.
Szef Pentagonu wyraził też niepokój perspektywą możliwych drastycznych cięć budżetu zbrojeniowego w 2013 roku. Przed końcem 2011 roku USA wycofały z Iraku wszystkie wojska, ale nadal prowadzą wojnę w Afganistanie.
LP meritum.us, PAP