Tarnowianie obok Górali i Białostocczan stanowią jedną z najliczniejszych grup pochodzeniowych chicagowskiej Polonii. Bo i przez dziesięciolecia całe między innymi właśnie mieszkańcy Tarnowskiego licznie emigrowali do Ameryki, a zdecydowana większość z nich osiadała w rejonach nad jeziorem Michigan. Nie zapomnieli jednak o swoich korzeniach, utrzymując ścisłe kontakty z tymi pozostałymi na kiedyś biednym, dziś już zadziwiająco bogatym regionie Polski. Podróż po latach nieobecności do Tarnowa niechybnie więc wiąże się z pewnym szokiem estetycznym. Kiedyś zapomniana galicyjska mieścina, w czasach komunizmu zaniedbane i nieco spychane na margines miasteczko, dziś gród u stóp góry Św. Marcina to piękne, atrakcyjne i bijące w oczy dostatkiem mieszkańców miasto.
Jedźcie polonusi do Tarnowa a raczej na pewno go nie poznacie. To dziś blisko 115-tysięczne miasto zdaje się ponad 20-letni okres od czasu transformacji ustrojowej wykorzystało wręcz maksymalnie. Stara część grodu została całkowicie odnowiona, bądź nadal znajduje się w renowacji. Stąd i spore połacie miejskich terenów to wciąż plac budowy. Z kolei okalające same centrum rejony mieszkalne zadziwiają estetyką i przepychem. Być może na taki atrakcyjny obrazek miała wpływ reemigracja, czyli liczne powroty zza Oceanu. Pewnie i jakiś wpływ stanowiło ustawiczne wspomaganie finansowe całej Tarnowszczyzny ze strony Polonii, chicagowskiej przed wszystkim. Duże – jeśli nawet nie decydujące – znaczenie w naprawie oblicza Tarnowa przypisać powinno się dotacjom z brukselskiej kasy, czyli unijnym finansom. Mogło i o przemianie zadecydować świetne gospodarowanie lokalnych władz. Faktycznie jednak można zaryzykować opinię, iż to wszystkie wymienione czynniki razem wzięte dały jakże okazały efekt: brzydkie kaczątko przemieniło się w pięknego łabędzia…
Właśnie dla chicagowskich Tarnowian chwila wspomnień i nowe akcenty poznawcze w fotoreportażu z ich ukochanego Tarnowa autorstwa Bodka Kwaśnego.
tekst: Leszek Pieśniakiewicz
zdjęcia: Bodek Kwaśny
meritum.us