Pigułka na ból głowy, tabletka mająca likwidować łamanie w kościach, słynna niebieska drażetka by seks był piękniejszy bo brzydsza część aktu uniesienia będzie wtedy perfekcyjnie sprawna, wszelkiego rodzaju farmakologiczne wspomagacze na bezsenność, nadwagę i Bóg sam wie jakie jeszcze najmniejsze czy większe dolegliwości. Lekomania cywilizacyjną chorobą XXI wieku, a rosnący trend mocno wspomagają koncerny farmakologiczne, które zarabiając krocie hojną ręką wydają też na marketing. Zdaje się, iż niemal 50 procent wszystkich reklam w wysoko rozwiniętych krajach świata stanowią obecnie te zachwalające pigułki dosłownie na wszystko. Fakt, że producent zapewniając sobie ewentualne alibi zawsze zaznacza – jakby w postscriptum – iż jego rewelacyjna tabletka może “zagrażać zdrowiu a nawet życiu”. Tyle tylko, iż odpowiednie adnotacje umieszczane są zwyczajowo na końcu reklamy niewidocznym wręcz drukiem lub czytane w dźwiękowej odmianie tak szybko, że brzmią wręcz niezrozumiale. Wszak przede wszystkim nie mogą potencjalnych nabywców odstraszać. Biznes kręci się w szalonym tempie, zainteresowani kasują niebotyczne pieniądze, tylko że w błogim poczuciu pomagania samym sobie bezgranicznie ufający cudownemu działaniu pigułek dokonują systematycznego procesu samounicestwienia. Zjawisko zachorowalności na nieuleczalne choroby czy nawet doprowadzania do śmierci poprzez przyjmowanie w nadmiarze wszelkiej maści pigułek stało się na tyle powszechne, iż naukowcy zaczynają bić na alarm. A na pierwszym miejscu w skracaniu sobie żywota wymieniają regularne połykanie środków nasennych.
Zgodnie z wynikami badań opublikowanych przez “British Medical Journal”, pigułki nasenne, stosowane przewlekle, zwiększają czterokrotnie ryzyko zgonu. Ponadto o 35 proc. bardziej narażają na nowotwory złośliwe.
Dr Daniel Kripke z Scripps Clinic Viterbi Family Sleep Center w La Jolla w Kalifornii twierdzi, że takie działanie wykazują najczęściej przepisywane leki na bezsenność, takie jak benzodiazepiny, niebenzodiazepiny (np. z grupy imidazopirydyn lub pirazolopirymidyn), a także barbiturany oraz środki sedatywne.
BMJ powołuje się na ekspertów, którzy zwracają uwagę, że nie wykazano, iż występuje związek przyczynowo-skutkowy między tymi środkami a zgonami. Dr Kripke podkreśla jednak, że ryzyko zgonu z powodu nadużywania środków nasennych jest szokująco duże.
Uczony powołuje się na badania, jakie przeprowadził na 10,5 tys. osób, które były w średnim wieku 54 lat i w latach 2002-2007 zażywały pigułki przeciętnie przez 2,5 lat. Wynika z tych obserwacji, że pacjenci, którzy stosowali w ciągu roku nie więcej niż 18 dawek leków nasennych umierali o 3,6 razy częściej. Wśród tych osób, które przyjmowały od 18 do 136 dawek tych samych środków w okresie roku ryzyko zgonu było prawie pięciokrotnie większe.
Ludzie zażywający leki nasenne byli też bardziej narażeni na nowotwory, takie jak rak przełyku, płuc, jelita grubego, prostaty oraz chłoniaki. Autorzy badań twierdzą, że tych przypadków nowotworów złośliwych nie można tylko wytłumaczyć wcześniejszym stanem zdrowia obserwowanych osób.
Dr Daniel Kripke wyjaśnia, że większą zachorowalność i śmiertelność osób zażywających leki nasenne można wytłumaczyć np. tym, że częściej zdarzają się im upadki oraz wypadki komunikacyjne.
Dr Victor Fornari, psychiatra w Zucker Hillside Hospital of the North Shore-Long Island Jewish Health System Nowym Jorku uspokaja, że większe ryzyko zgonu bardziej może zależeć od tego z jakich powodów psychicznych ludzie zażywają leki nasenne, a nie z powodu przyjmowania samych leków.
Specjalista namawia, by nie zaprzestać stosowania tych leków bez porozumienia z lekarzem.
Dr Bryan Bruno, psychiatra z Lenox Hill Hospital Nowym Jorku powiedział serwisowi Healthday News, by lekki nasenne nie stosować zbyt długo, jeśli tylko jest to możliwe.
eLPe meritum.us, PAP