Kolejny dramat na piłkarskim boisku. Kolejny atak serca zawodnika, tym razem – niestety – z najgorszym z możliwych finałem. Na oczach swoich kolegów z drużyny, w asyście rywali i obecności tysięcy kibiców na stadionie oraz niezliczonych rzesz przed odbiornikami telewizorów zmarł praktycznie na murawie zaledwie 25-letni Piermario Morosini.
Miesiąc temu niemal identyczny scenariusz miało zdarzenie w trakcie potyczki o Puchar Anglii Bolton – Tottenham, kiedy gracz gospodarzy Fabrice Muamba padł na trawę bez oznak życia, ale mająca miejsce na oczach zgromadzonych na trybunach widzów mrożąca krew w żyłach akcja reanimacyjna zakończyła się doprowadzeniem nieszczęśnika do odzyskania przytomności. Już w szpitalu lekarze stwierdzili zawał serca a rekonwalescencja wciąż trwa. Muamba jednak nigdy nie wróci już na zieloną murawę.
Tym razem podobny dramat zakończył się tragicznie. W dzisiejszym meczu piłkarskiej Serie B (druga klasa rozgrywkowa Włoch) pomiędzy Pescarą i Livorno w 31. minucie potyczki zawodnik gości, były młodzieżowy reprezentant Italii, akurat nie biorący udziału w akcji Piermario Morosini niespodziewanie osunął się na murawę. Dwukrotnie jeszcze próbował się podnieść, w końcu całkowicie stracił przytomość. Podjęta natychmiast akcja reanimacyjna przyniosła jednak tylko na moment pozytywny skutek, Morosini na chwilę odzyskał świadomość, niestety zaraz potem lub podczas transportu do szpitala zmarł. Lekarze oznajmili zgon zawodnika po trzykrotnym ataku serca.
Śmierć młodego sportowca z powodu zawału serca, nie pierwszego zresztą piłkarza, oprócz wielkiego smutku musi budzić niepokój. Coś jest nie tak, wszak już notorycznie powtarzają się podobne dramaty. Klubowi lekarze przy podobnych przypadkach tłumaczą się wrodzonymi wadami serca zawodników. Tyle tylko, iż nawet dla laików tego rodzaju stwierdzenia brzmią wręcz bałamutnie. Każdy, kto uprawiał nawet nie zawodowo, ale w ogóle wyczynowo sport – i to choćby tylko na poziomie juniorskim – dobrze wie, iż w każdej siłowej dyscyplinie obowiązkowo trzeba przechodzić dokładne okresowe badania zdrowotne. Jakiegokolwiek schorzenia nie sposób wręcz ukryć. Gdzie więc naprawdę leży przyczyna nagłych śmierci – lub ocierania się o zgon – piłkarzy? Sprawa jest o tyle niepokojąca, że dokumentne kontrole powinny przeprowadzić już nie tylko władze sportowe ale nawet państwowe. Z prokuraturą włącznie.
Piłkarskie spektakle z niespodziewanym odejściem w zaświaty któregoś z uczestników na oczach widzów absolutnie nie mogą mieć więcej miejsca. Nie mogą, wszak wtedy rywalizacja na zielonej murawie kompletnie straci sens, a śmierć na żywo w asyście tysięcy kibiców stanowić będzie istną antypropagandę nie tylko piłki nożnej, ale całego sportu jako dziedziny życia.
Leszek Pieśniakiewicz
meritum.us