… proces kaleczenia naszej lokalnej społeczności posmoleńską narodową polaryzacją przybiera na sile. Oficjalne obchody 2. rocznicy katastrofy/zamachu (każdy Czytelnik indywidualnie może niewłaściwe podług niego określenie sobie skreślić) prezydenckiego Tu-154M na lotnisku Siewiernyj nieopodal Smoleńska miały miejsce wcześniej, niemniej obecny weekend jest w całości przeznaczony na “właściwe” uroczystości, bo organizowane przez tylko i jedynie “prawdziwych” Polaków osiadłych w Chicagolandzie. Wcześniejsze obchody to była wyłącznie konsulatowo-reżimowa mistyfikacja.
Teraz zaproszono Ewę Błasik – wdowę po generale Andrzeju Błasiku oraz Ewę Kochanowską – także owdowiałą po tragicznej śmierci w smoleńskim wypadku Janusza Kochanowskiego, rzecznika praw obywatelskich. Do Chicago przybył również w tym samym czasie Ojciec Dyrektor toruńskiego imperium medialnego, czyli Tadeusz Rydzyk. Notabene z całą świtą. Dokładnie w dniu, kiedy w Warszawie miała miejsce potężna manifestacja przeciw dyskryminacji telewizji Trwam, co ma się jakoby objawiać niewpuszczeniem tejże na Multipleks, czyli odcięciem Polaków od “prawdziwie katolickiego głosu”. Zbieżność obu wizyt wyraźnie wskazuje, iż tu nie chodzi głównie – albo i wcale – o oddanie hołdu tragicznie zmarłym a zorganizowanie wyjazdowych jasełek politycznych. Z antagonizowaniem, wzajemnym podjudzaniem czy też nawet szczuciem na siebie teraz społeczności polonijnej. A wszystko na bazie spiskowych teorii zamachowych z cenzuralnymi zapędami rządzących obecnie Rzeczpospolitą w tle. Nawiasem mówiąc, organizatorzy właśnie trwających uroczystości na tzw. Polonii w twórczej dziedzinie doszukiwania się wszędzie spisku zdają się wcale nie być gorsi od swoich sprzymierzeńców z ojczyzny. Mianowicie poskarżyli się na łamach (Rydzykowego zresztą) “Naszego Dziennika”, iż natłok kulturalnych imprez – nazwanych “pląsami polonijnymi” – akurat w ten weekend bardzo im przeszkadza, bo “nie mogą spokojnie i z honorem oddać czci ofiarom Smoleńska”. A wszystko miałoby zostać wcześniej wyreżyserowane przez Konsulat RP w Chicago. No, z taką piramidalną bzdurą trudno nawet polemizować jako że żadne kontrargumenty nie są w stanie obalić wręcz kretynizmu sięgającego poza jakiekolwiek granice absurdu. Prowokatorzy będący swoistymi mistrzami w polaryzowaniu polskiego społeczeństwa poprzez sianie wzajemnej nienawiści, a niespodziewanie pojawiający się także na naszym gruncie, najwyraźniej chcą dorównać swoim idolom znad Wisły. Którzy niestety skutecznie obalają wiekową zasadę psychologiczną, mówiącą, iż czas goi rany. Oni wszak pokładają wszystkie siły, by upływające od tragicznego zdarzenia tygodnie i miesiące nie łagodziły psychicznych okaleczeń lecz sadystycznie rozdrapują niby mające goić się blizny. Czegoś takiego nie można już lekceważyć, przechodząc niejako obok zjawiska, bo oto na naszych oczach rodzi się nowy polski nacjonalizm. A już próba przeszczepiania tego niebezpiecznego trendu na grunt chicagowskiej Polonii to dziwactwo samo w sobie, w żaden sposób niepojęte w kontekście obowiązujących amerykańskich standardów. Wojna polsko-polska przeniesiona na nasze poletko niby jest absolutną abstrakcją, jakkolwiek stanowi – niestety – zupełnie realną wizję.
By przybliżyć polonusom oba gorące podczas obecnego weekendu tematy, poniżej dwa materiały pomieszczone przez nie jakiś niszowy, a ceniony w ojczyźnie, bo stosunkowo opiniotwórczy portal money.pl.
Leszek Pieśniakiewicz
meritum.us
TV Trwam na równi pochyłej, rosną tylko długi
Dług TV Trwam przekracza już 70 mln złotych. A miało być tak pięknie. Założona w drugiej połowie lat 90. Fundacja Lux Veritatis miała początkowo zajmować się tylko produkcją filmową. Szybko jednak jej założyciele redemptoryści Tadeusz Rydzyk, Jan Król i Stanisław Kwiatkowski doszli do wniosku, że po co poprzestawać na wypuszczaniu na rynek kolejnych filmów o świętych czy znanych sanktuariach, jak można zrobić własną telewizję.
Na przełomie wieków, za 800 tysięcy euro wydzierżawili miejsce na satelicie Astra. Za 35 milionów złotych, częściowo zarobionych na filmach, a po części pożyczonych od zakonu, ruszyli z emisją. Wprawdzie TV Trwam dostępna jest w większości telewizji kablowych, ale jej średnia oglądalność (średnia liczba widzów na jedną minutę) to niespełna 6 tysięcy. To, jak wynika z danych KRRiT, niewielki ułamek tego, co gromadzą największe telewizje.
Dostanie się na Multipleks1 to więc być albo nie być dla stacji. Ojciec Tadeusz Rydzyk doskonale wie, że przetrwanie zapewni mu tylko dostęp do jak największej liczby widzów, a co za tym idzie promowanie swoich produktów, czyli zarabianie. Oprócz datków to jedyny sposób, w jaki telewizja może przynieść zysk. Jako nadawca społeczny nie może bowiem zarabiać na reklamach. Obecność na platformie cyfrowej to potencjalny dostęp do audytorium liczącego ponad 38 mln osób, a nie, jak obecnie, do około 10 mln widzów. Jak dotąd fundacji udało się sprzedać zaledwie 300 tysięcy zestawów satelitarnych. W ciągu blisko 10 lat zarobiła na nich około 120 mln złotych. Roczne datki od wiernych widzów nie przekraczają 3 mln złotych. Biorąc pod uwagę, że roczny koszt utrzymania telewizji to ponad 15 mln złotych, uzyskane pieniądze nie starczają więc na przetrwanie. Teraz majątek fundacji to ponad 90 mln złotych, ale, jak ujawniła KRRiT, zobowiązania Lux Veritatis wobec zakonu sięgają już ponad 70 mln złotych.
money. pl
Antoni Macierewicz wcale nie oszalał
10 kwietnia roku pamiętnego Antoni Macierewicz był w Smoleńsku. Bardzo blisko miejsca katastrofy. Prawie na wyciągnięcie ręki. Już z tego powodu wielki śledczy Prawa i Sprawiedliwości może mieć dziś rację.
Cóż bowiem zrobiły wszystkie pętaki chwilę po tym, jak wróg napadł na Polskę z kraju sąsiedniego? Pobiegli na lotnisko. Macierewicz natomiast niezwłocznie ewakuował się do kraju. Wiedział już przecież, że zaczęła się wojna i elity PiS-u zostały zdradziecko zamordowane. Pytanie, skąd wiedział, mogą zadawać tylko sprzymierzeńcy komunistów, Żydów i masonów. Macierewicz zawsze wie.
Szczytem bezmyślności było pakować się wtedy do jaskini lwa, aby rejestrować naocznie ślady katastrofy. Polski ambasador stał 150 metrów od wraku samolotu. Widział, że nikt nie przeżył, ale cóż to za świadectwo! Skoro sowiecka swołocz rozpyliła sztuczną mgłę, przesunęła brzozę i odpaliła na pokładzie samolotu bombę próżniową, to i na oczy mogła coś zrzucić. Nawet największym patriotom.
Niezwłoczna dyslokacja posła Macierewicza na odległość jak najdalszą od linii frontu to przejaw instynktu największych asów wywiadu. Ktoś musiał przecież wyjawić prawdę o Smoleńsku, a na miejscu KGB dobijało ofiary. Niewykluczone, że Macierewicz zostałby rozpoznany.
Nazywać go dziś szaleńcem i odsyłać do psychiatry mogą jedynie osobnicy, którzy nigdy nie zetknęli się ze szpitalnym oddziałem dla rozumnych inaczej. Przed laty robiłem reportaż w takim miejscu i do dziś nie wiem kim naprawdę był pacjent podający się za Jezusa z Nazaretu.
Tłumaczył mi całkiem logicznie, że wszyscy mają go za wariata, a on tylko powrócił, co zostało przecież zapisane w Piśmie. Im bliżej do przewidzianego przez Majów kresu ludzkości, tym częściej widzę tamtą twarz. Wyglądającą jak oryginał ze świętych obrazów.
Inną metodą ośmieszania prawdy smoleńskiej jest poszukiwanie dziury w całym. Red. Tomasz Machała wytropił, że wybitny ekspert komisji Macierewicza ma w Australii instytut naukowy z kapitałem założycielskim w wysokości 2 dolarów. Dwuosobowa placówka prowadzi badania w jego prywatnym domu. Grzegorz Szuladziński, który doszedł do wniosku, że w Tupolewie nastąpił wybuch, jest w niej dyrektorem, a funkcję sekretarza generalnego pełni osobista małżonka eksperta.
I cóż to ma do rzeczy? Bill Gates zaczynał karierę w garażu. Poza tym red. Machała to syn posłanki PO, co z automatu wyklucza wiarygodność jego intencji. Jeszcze dalej posunął się kolejny tropiciel. Niejaki Krzysztof Łoziński odkrył, że wybitny amerykański naukowiec polskiego pochodzenia Wiesław Binieda nie jest ani fizykiem, ani profesorem, ani ekspertem NASA. Mimo że Antoni Macierewicz tak właśnie rekomenduje specjalistę od wytrzymałości drzew. Fundamentalne niezgodności doprowadziły Łozińskiego do konkluzji, że byle polski wieśniak, rąbiący drzewno na opał, ma większą wiedzę o twardości brzozy niż ekspert Binienda.
Gdyby rozumować w takich kategoriach, to wojnę wypowiedzianą przez sowietów Antoniemu Macierewiczowi można by skwitować starym dowcipem. Po spotkaniu z astronomem w Zakopanem jeden dociekliwy góral się zaparł i nie przestawał pytać, czy Ziemia jest naprawdę okrągła. W końcu prelegent nie zdzierżył: – Widzę baco, że wam nie chodzi o okrągłość, tylko w mordę chcecie dostać.
Prawda zwycięży, żeby nie wiadomo jak zdrajcy kombinowali. Tym bardziej, że ciągle się podkładają. Donald Tusk dobrodusznie wyjawił o czym rozmawiał w cztery oczy na sopockim molo z Władimirem Putinem. O uciążliwościach prywatnego życia wynikających z ciągłej obecności obstawy. Idiota by się zorientował, że były wysoki oficer KGB sonduje w ten sposób pół roku przed zamachem smoleńskim poziom ochrony prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Dlatego bez psychiatrycznych odsyłaczy trzeba traktować widzenie posła Mariusza Błaszczyka. Tusk w generalskim mundurze, pacyfikujący lud z Krakowskiego Przedmieścia przy udziale sowieckiego desantu, to całkiem realne zagrożenie.
Tym bardziej, że ten lud jakby się już szykował. Socjolodzy dywagują, co ich przyciąga pod Pałac. Wytłumaczenie jest proste. W stanie wojennym wystarczyło, żeby dwie osoby stanęły pod sklepem, a w kilka chwil zbierał się potężny tłum. Nawet wtedy, gdy w sklepie były tylko półki. Całkiem puste półki.
Jan Płaskoń
money.pl