Skip to content
KĄCIK POETYCKI (195): Abramowice
Lubelski wiatr porywa kurz i śmieci,
zimna ulica wywodzi mnie z miasta,
szpital ponury w gniazd wronich zamieci,
jak senny majak przed wzrokiem wyrasta,
abramowicki pejzaż w mroku tonie,
w uszach brzmi zdanie, (nie ma tu „klimatu”)
jak z Czechowicza „wierszy przerażonych”:
„…Skończysz jak ojciec w szpitalu wariatów…
Wraz z mętną wodą płynie czarna ziemia
do stóp podchodzi pomarszczoną bryzą,
bo deszcz upiorny zalewa marzenia
a zmierzch ogarnia daleki horyzont
i choćbyś żądał znikąd przemienienia
a myśli chore jak wściekłe psy gryzą.
Lublin, Abramowice.
Zbigniew Mirosławski