Kolejny młody człowiek wyczynowo uprawiający sport odszedł w zaświaty. Kolejny wielki dramat. Miesiąc temu zmarł na boisku włoski piłkarz, później w szoku znalazła się cała Norwegia, kiedy dotarła z USA wiadomość o nagłej śmierci najlepszego pływaka tego kraju. Dzisiaj ze światem pożegnał się 32-letni polski kolarz, dzień po zakończonym wyścigu, w niebywałych okolicznościach: w kościele na uroczystości Pierwszej Komunii swojej chrześnicy. Dlaczego doszło do tych ogromnych dramatów? Ciekawe, że w świecie wyjątkowo wyszukanych policyjnych technik operacyjnych oraz wszechobecnego dziennikarstwa śledczego nagłe zejścia młodych osobników wyczynowo zajmujących się sportem owiane są mgłą tajemnicy. Tłumaczenia medyków o wrodzonych wadach czy przeciążeniach sercowych jawią się jako szczyt zakłamania z solidarnym uciekaniem od współodpowiedzialności ze strony lekarzy. Wszak oni na co dzień uczestniczą w maksymalnym przygotowaniu zawodowych sportowców do startów. Z kolei dla nikogo nie jest tajemnicą, iż tzw. wspomaganie organizmów w tej dziedzinie życia istniało niemal od zarania. Tyle tylko, że w różnych czasach przybierało różne formy. Dzisiaj jest to masa przeróżnych pigułek, hormony zwierzęce, przetaczanie krwi i inne najbardziej wyszukane formy dopingu. Tak tak, dopingu bo jest on wszechobecny w sporcie zawodowym. Jeśli jest to niezbędny warunek na osiągnięcie największych sukcesów – trudno, walka przeróżnych międzynarodowych organizacji z nagannym zjawiskiem zawsze będzie przegrana, jako że medyczni szarlatani o krok wyprzedzali i będą wyprzedzać ich ścigających. Chcielibyśmy jednak wiedzieć, czy główni bohaterowie świadomie przyjmują podawane im “odżywki” często – ostatnio, jak widzimy, nader często – doprowadzające do tragicznych odejść w zaświaty czy też są niezaznajomieni z ewentualnymi najgorszymi konsekwencjami tych już wpisanych w zawodowy sport praktyk? Bo jeśli są to zgony częściowo na własne życzenie dramatyczne opisy zejść towarzyszyły nam i będą towarzyszyć w przyszłości. Jeśli jednak współcześni gladiatorzy (bezwzględna walka o sportowy sukces w sumie niewiele się różni od tej historycznej rywalizacji) nie mają do końca pojęcia o skutkach przyjmowania zabójczych mikstur zwiększających wydolność organizmu to już mamy do czynienia ze zbrodnią! I na to pytanie chcielibyśmy dostać odpowiedź: czy tragiczne śmierci młodych sportowców to efekt systematycznego, świadomego samounicestwiania się czy też najgorszy z możliwych skutek pracy wyjątkowo bezwzględnych medyków pomagających w osiągnięciu maksymalnej dyspozycji?

Leszek Pieśniakiewicz

meritum.us

W niedzielę zmarł nagle wielokrotny medalista mistrzostw Polski w kolarstwie przełajowym, 32-letni Marek Cichosz. W ostatnich pięciu sezonach był zawodnikiem Legii.

Śmierć nastąpiła niespodziewanie, w kościele w miejscowości Borzytuchom w powiecie bytowskim podczas uroczystości pierwszej komunii świętej jego chrześnicy, córki innego kolarza Radosława Czapli. W przeszłości Cichosz ścigał się z nim w barwach LKS Baszta Bytów.

Urodził się 9 czerwca 1979 roku. Jako zawodnik specjalizował się w kolarstwie przełajowym. Dwukrotnie (2006, 2007) był mistrzem Polski w kategorii elita, dwa razy zdobywał srebrne medale (2009, 2011) i trzykrotnie zajmował trzecie miejsce (2003, 2008, 2010). W 2007 roku był srebrnym (indywidualnie) i brązowym (w drużynie) medalistą wojskowych mistrzostw świata.

Jeszcze w sobotę startował w szosowym Małopolskim Wyścigu Górskim, ale nie ukończył ostatniego etapu z metą w Gliczarowie, rozgrywanego w bardzo trudnych warunkach.

Pozostawił żonę i dwójkę dzieci.

Wielki dramat, kolejna śmierć młodego człowieka, zawodowego sportowca. Czy musiało do niej, jak i poprzednich niespodziewanych zgonów, dojść? Na to pytanie mogą odpowiedzieć tylko medyczni szarlatani – często nawet z naukowymi tytułami – na co dzień towarzyszący bohaterom aren i stadionów.

LP meritum.us, PAP