13 maja czarną niedzielą dla polskiego sportu. Rano zmarł kolarz, wieczorem podczas ligowego meczu żużlowego we Wrocławiu wypadkowi uległ Anglik Lee Richardson i zmarł po przewiezieniu do szpitala. Dwa wielkie dramaty i chociaż inne okoliczności oraz inne przyczyny wypadków niemniej oba śmiertelne zdarzenia napawają wielkim smutkiem. Dzisiejszy dzień jest wyjątkowo nieszczęśliwy dla polskiego sportu.

Żużlowiec PGE Marmy Rzeszów, Anglik Lee Richardson zmarł w niedzielny wieczór w szpitalu we Wrocławiu, w którym przechodził operację po ciężkim wypadku na torze, jakiego doznał kilka godzin wcześniej w ligowym spotkaniu z Betardem Wrocław. Richardson startował w Polsce od 13 lat, to były wicemistrzem świata juniorów i trzykrotny mistrz Polski.

W trzecim biegu meczu Betardu Sparty z PGE Marmą startujący w ekipie gości Richardson zahaczył o koło motocykla Tomasza Jędrzejaka, po czym wpadł na Szweda Fredrika Lindgrena. Anglik uderzył z ogromną siłą w część niezabezpieczonej bandy i się nie podniósł. Po kilku minutach karetka pogotowia odwiozła go do szpitala. Okazało się, że dostał poważnego krwotoku wewnętrznego, a zmarł w trakcie przeprowadzanej operacji.

Richardson startował w polskiej lidze od 1999 r. W swoim debiutanckim sezonie na polskich torach zdobył mistrzostwo Polski z Polonią Piła. Trzy lata później wywalczył brązowy medal z WTS Spartą Wrocław, a w 2006 r. zdobył srebro broniąc barw Włókniarza Częstochowa. Ostatnio występował w Stali i Marmie Rzeszów. Mistrzowskie korony zdobywał też z kilkoma drużynami w Anglii i Szwecji. Richardson sięgał także po medale z reprezentacją Wielkiej Brytanii w Drużynowym Pucharze Świata. W 2004 r. wraz z kolegami wywalczył srebro, a dwa lata później brąz. Uczestniczył również w zawodach Grand Prix. W 2004 r. na Millenium Stadium w Cardiff zajął trzecie miejsce, a rok później na torze w Bydgoszczy był drugi.

Lee Richardson zginął tragicznie 13 maja, w wieku zaledwie 33 lat, w swoim 13. sezonie nieprzerwanych występów na polskich torach żużlowych.