Dotychczasowe próby wprowadzenia kuratora do związku zawsze kończyły się porażką. Minister Joanna Mucha chce przełamać złą passę, ale źle się do tego zabrała.
Jeśli rząd PO naprawdę chce zmienić ludzi źle rządzących polską piłką, musi znaleźć sojuszników w środowisku piłkarskim i prowadzić misterne, dyskretne negocjacje z FIFA i UEFA. Gromkie pohukiwania i straszenie zawieszeniem władz PZPN dadzą efekt odwrotny do zamierzonego.
Od kilku dni krążą pogłoski, że minister sportu Joanna Mucha może wkrótce złożyć wniosek o wprowadzenie do PZPN kuratora, co oznaczałoby odsunięcie Grzegorza Laty. Tym bardziej że atak na niego może po Euro 2012 pomóc PO odciągnąć uwagę wyborców od kłopotów gospodarczych, a piłkarze dali kiepskim występem na mistrzostwach pretekst do rozliczenia władz PZPN.
Sam Lato zapowiadał zresztą, że jeśli Polska nie wyjdzie z grupy, odejdzie ze stanowiska. Wezwała go do tego ostatnio minister Mucha.
– Poczekajmy do końca turnieju. Jeśli z PZPN nie popłynie jasny sygnał, że chce się zmieniać, rząd będzie musiał uzdrowić polską piłkę. Testem na to, czy działacze piłkarscy chcą zmian, będzie październikowy zjazd PZPN – podkreśla poseł Ireneusz Raś (PO), szef Sejmowej Komisji Sportu.
Nieoficjalnie politycy Platformy wyrażają nadzieję, że tym razem władze światowej federacji piłkarskiej nie będą się sprzeciwiały zmianom.
– Nie wierzę w to, by FIFA zgodziła się na ingerencję polityków w działalność PZPN – mówi jednak „Rz” były prezes związku Michał Listkiewicz. – Nawet gdyby minister Mucha oczarowała prezydenta FIFA Seppa Blattera, co nie jest wykluczone, to musi on działać zgodnie ze statutem i interesem kierowanej przez siebie organizacji. A światowa federacja piłkarska nigdy nie zgadza się na naruszanie niezależności tworzących ją federacji narodowych. Przekonało się już o tym wiele krajów, w tym Polska.
Wojnę z PZPN rozpoczął szef Urzędu Kontroli Fizycznej i Turystyki w rządzie AWS – UW Jacek Dębski, który w kwietniu 1998 r. zawiesił prezesa PZPN Mariana Dziurowicza i pozostałe władze związku. Wyznaczonego przez niego kuratora nie wpuszczono nawet do siedziby związku. Po kilkumiesięcznej przepychance i groźbach ze strony FIFA, że wykluczy polską reprezentację i kluby z międzynarodowych rozgrywek, działaczy PZPN odwieszono.
Po kuratora ponownie sięgnął minister sportu w rządzie PiS Tomasz Lipiec. W styczniu 2007 r. zawiesił władze PZPN, oskarżając je, że nie dość energicznie walczą z aferą korupcyjną. Jednocześnie zaczęły się gorączkowe negocjacje z FIFA i UEFA. Doszło nawet do spotkania Blattera z prezydentem Lechem Kaczyńskim.
– Brałem wtedy udział w kilku spotkaniach. Rząd przedstawiał materiały o korupcji w polskiej piłce. Przekonywał, że bez zdecydowanych działań uzdrowić sytuacji się nie da. Odpowiedź FIFA i UEFA zawsze była taka sama. Jak macie dowody korupcji, to niech prokuratura aresztuje kogo trzeba, nawet prezesa PZPN. Od niezależności samej organizacji jednak się odczepcie – opowiada nam jeden z działaczy. Po dwóch miesiącach minister Lipiec odwiesił władze związku.
Trzecią i na razie ostatnią próbę wprowadzenia zmian w PZPN podjął minister sportu w rządzie PO Mirosław Drzewiecki. We wrześniu 2008 r. złożył wniosek do Trybunału Arbitrażowego przy PKOl o zawieszenie władz związku i ustanowienie kuratora. Jednak gdy UEFA zapowiedziała jego wysłannikom, że odbierze Polsce organizację Euro 2012, po zaledwie kilku dniach się z tego wycofał. A popierany nieoficjalnie przez rząd Zbigniew Boniek miesiąc później zdecydowanie przegrał wybory na prezesa PZPN z Latą, który głośno bronił niezależności związku.
W PZPN od dawna krąży anegdota, że każdy, kto podniesie rękę na związek, źle kończy. – Minister Dębski został zastrzelony w porachunkach gangsterskich, Lipiec skazany za korupcję, a Drzewiecki musiał odejść z rządu po wybuchu afery hazardowej. Tymczasem rzekomi przestępcy z PZPN mają się dobrze – podkreśla Listkiewicz.
Były kurator PZPN (za czasów Lipca), a obecnie prawnik reprezentujący związek, Marcin Wojcieszak, zwraca uwagę, że wbrew temu, co mówią politycy, zawieszenie władz PZPN jest bardzo trudne.
– Kuratora w związku sportowym wprowadza sąd na wniosek ministra sportu. Wniosek taki można złożyć tylko, jeśli związek w sposób rażący łamie prawo lub swój statut. Nie sądzę, by w przypadku PZPN dało się to udowodnić – mówi „Rz”.
Dziwi się, skąd się biorą pomysły, że kurator zreformuje związek. – On nie jest wcale p.o. prezesa PZPN, jak się politykom wydaje. Jego zadaniem jest jedynie przygotowanie w ciągu sześciu miesięcy wyboru nowych władz związku i bieżące nim administrowanie. O rewolucyjnych zmianach nie może być mowy – podkreśla.
Czy to znaczy, że politycy nie są w stanie nic zrobić? Przykład Włoch, w których po aferze korupcyjnej doszło do gruntownych zmian, pokazuje co innego. Tam jednak odbyło się to we współpracy środowiska piłkarskiego i władz państwowych.
– Nasi politycy mają tendencję do stosowania drogi na skróty. Zamiast rozmawiać z działaczami, od razu chcieliby zmienić prezesa. Efekt jest taki, że w PZPN mamy do czynienia z syndromem oblężonej twierdzy – mówi jeden z działaczy.
– Wojna rządu z PZPN trwa już kilkanaście lat. Wszyscy są nią zmęczeni, również działacze z FIFA i UEFA – zauważa Michał Listkiewicz. – Jest więc pole do rozmów. Jednak jeśli zamiast tego rząd znów wybierze metodę rozwiązań siłowych, nie zmieni się nic przez następnych wiele lat – podkreśla człowiek, który o kulisach futbolowej dyplomacji wie wszystko.
Jarosław Stróżyk
Rzeczpospolita