Już niemal pewny kandydat na prezydenta Stanów Zjednoczonych z ramienia Partii Republikańskiej Mitt Romney dokonał dzisiaj nominacji swego zastępcy. Jeśli Romney pokona w listopadowych wyborach Baracka Obamę, wiceprezydentem kraju zostanie Paul Ryan.

42-letni kongresmen z Wisconsin został obdarzony większym zaufaniem niż jego kontrkandydaci do zaszczytnego, a zarazem jakże odpowiedzialnego stanowiska (w USA wiceprezydent to de facto druga osoba w państwie): senatorów Marco Rubio z Florydy i Roba Portmana z Ohio, gubernatorów Wirginii Boba McDonella, Luizjany Bobby Jindala, New Jersey Chrisa Christie oraz już byłego gubernatora Minnesoty, pochodzącego z polsko-niemieckiej rodziny Tima Pawlenty’ego.

Paul Ryan jest przewodniczącym Komisji Budżetu Izby Reprezentantów i mimo – jak na polityka – młodego wieku ma spore doświadczenie w publicznej działalności. Mianowicie już 13 lat temu został wybrany po raz pierwszy kongresmenem. Wśród Republikanów postrzegany jest jako wschodzącą gwiazda tej w partii, osoba preferująca zdecydowaną dyscyplinę fiskalną oraz polityk szalenie odważny, o radykalnych poglądach.

Stąd też pewnie w obozie Demokratów po dzisiejszej nominacji natychmiast dało się wyczuć mały popłoch, a sztab wyborczy Baracka Obamy od razu przystąpił do kontrofensywy. Wysyłając jednoznaczne sygnały do najbiedniejszych Amerykanów, iż para Romney – Ryan planuje obciąć świadczenia socjalne nawet o 62 procent w porównaniu do stanu aktualnego. Inna sprawa, czy z zapomóg korzystają naprawdę najmniej zamożni mieszkańcy Ziemi Waszyngtona czy też stosunkowo często najbardziej “zaradni” (w cudzysłowie, bo w pejoratywnym znaczeniu tego słowa, czyli zwykli cwaniacy)?

Innym straszakiem jest też głoszona przez Ryana konieczność zmian w systemie Medicare, z którego korzystają starsi Amerykanie. Nikt jednak nie może przesądzić, że nowe rozwiązania będą gorsze, co – zdaje się – z góry przesądzają Demokraci.

Mitt Romney właśnie rozpoczął kampanię w Wirginii, a następnie z całym swoim sztabem wyborczym uda się do Karoliny Północnej, na Florydę i do Ohio. Z pewnością będzie mu już towarzyszył Ryan, potencjalnie przyszła osoba numer 2 w USA.

Generalnie: radykalizm Paula Ryana w takim samym stopniu może zrażać do niego niektórych wyborców (przede wszystkich zagorzałych zwolenników programów socjalnych; korzystający z różnej formy zapomóg państwowych to aż 15 procent społeczeństwa!) jak przysparzać popularności i zdecydowanego poparcia wśród masy Amerykanów oczekujących radykalnych rozwiązań uzdrawiających gospodarkę kraju (głównie cięć wydatków rządowych i zmniejszenia zadłużenia).

Zdaje się, iż na obecne kryzysowe czasy osoba preferująca absolutną dyscyplinę fiskalną połączoną w radykalnymi działaniami na polu gospodarki jest kandydatem na jedno z najwyższych stanowisk w USA jak najbardziej odpowiednią.

Leszek Pieśniakiewicz

meritum.us