Socjologowie wespół z historykami mogą przeprowadzać dogłębne analizy, jakie przyczyny leżą u podłoża ogólnonarodowej skłonności do omijania prostych dróg, kombinowania, matactwa czy wręcz dość powszechnym inklinacjom do najzwyczajniejszego oszukiwania.

Wszak to ponoć długi okres zaborów, a po krótkiej przerwie czasów II Rzeczpospolitej zniewolenie Polski komunistycznej miały wykształtować w narodzie zdolność do tzw. radzenia sobie, czego skutkiem było życie w notorycznym łamaniu nakazów i zakazów. Bo i dość powszechnie postrzegano to jako swoistą zaradność, cwaniactwo w pozytywnym odbiorze społecznym. No i tak ukształtowała się w narodzie polskim akceptacja dla najzwyczajniejszej nieuczciwości. Komunizm upadł, a jak oszukiwało się wcześniej, tak i teraz – przy cichej akceptacji środowiskowej – kombinuje się na wszystkich polach i we wszystkich dziedzinach życia. A że często także z narażeniem czyjegoś życia to już jest okrutnie smutną wypadkową powszechnej tendencji, z dramatem jedynie tragicznie zmarłych. Przykładem dobitnym jest nagminne w Polsce handlowanie “trefnym” alkoholem, gdzie niebywała chciwość zabija jakąkolwiek wyobraźnię. Świadome wysyłanie nabywcy zatrutej wódki w zaświaty zdaje się być zbrodnią wyjątkowo okrutną, bo i pozbawia się życia absolutnie przypadkowe osoby. O przerażająco kardynalnych praktykach handlu “chrzczonym” alkoholem w kraju nad Wisłą czytamy z niedowierzaniem, jakkolwiek osoby, których najbliżsi odeszli z podobnych przyczyn znają problem dogłębnie, wszak ich tragedie w prostej linii wynikają z kwitnącego w Polsce skandalicznego procederu.

Powie ktoś, iż nas ten problem bezpośrednio nie dotyczy, bo to zmora i codzienny kłopot jedynie tylko tych zamieszkałych nad Wisłą. Nie do końca jednak, jako że polonusi odwiedzają czasami rodzinny kraj, a przyzwyczajeni do normalnych standardów przejawiają niespodziewanie zagrażający ich życiu szczyt niefrasobliwości. Oto znajomy pilot udaje się po wielu latach do ojczyzny i po absolutnie przypadkowym spotkaniu innego kolegi z branży (sprzed lat) zakupują na najbliższym bazarze flaszeczkę, by uczcić sentymentalne zderzenie po wielu latach. Po spożyciu nasz rodak z Ameryki “odchodzi” w zaświaty, a sekcja zwłok wykazuje… brak wątroby. Po prostu tenże organ rozpuścił się po spożyciu alkoholowego “zajzajeru”. I już w tym momencie mniej jest ważne, czy produkcji rosyjskiej, białoruskiej czy też rodzimego wyrobu. Faktem jest, iż do bólu okraszonego łzami najbliższych naiwny – bo nieoznajomiony w polskich realiach – gość “odjechał”. Oto przyjaciel niżej podpisanego udaje się po dwudziestu latach do Polski i popełnia ten sam błąd, czyli zakupuje alkohol na tzw. ulicy, nie mając najmniejszej świadomości, iż w Polsce sklep a pokątny handel wódeczką to różnica. Zasadnicza różnica! No i już do Ameryki nie wraca… Z pozoru tylko w nieodpowiedzialnym, czy też nieświadomym działaniu tych chcących jedynie troszkę “dorobić” nic się nie stało (podług polskiego wymiaru sprawiedliwości). Wszak faktycznie miało miejsce śmiertelne zatrucie skażonym alkoholem! Czego skutkiem dramat wszystkich, których pozostawił…

W tym momencie należy wyartykułować z pozoru zadziwiające, ale niestety chyba jedynie słuszne przesłanie: jedziesz do Polski a masz zamiar swój pobyt tam celebrować – zabierz alkohol z Ameryki, albo kupuj go li tylko w uznanych placówkach handlowych! W Stanach Zjednoczonych pokątnego handlu trunkami wysoprocentowymi nie ma to i nie uświadamiamy sobie czasami dramatycznych skutków tego procederu. Jako że w Polsce istnieje – trzeba uruchomić wyobraźnię, bo możemy już nie wrócić i na zawsze pozostać w starej ojczyźnie…

“Oszuści sprzedają na Krupówkach śliwowicę robioną z podpałki do grilla” – to tytuł przerażającego w odbiorze materiału pomieszczonego na łamach witryny rmf24.pl.

Leszek Pieśniakiewicz

meritum.us

Zakopiańska policja apeluje do turystów, by nie kupowali śliwowicy od przygodnych handlarzy na Krupówkach. W butelkach opisanych jako oryginalna “łącka śliwowica” znajduje się prawdziwa trucizna. – To nie są żarty, w ubiegłym roku odnotowaliśmy zejście śmiertelne po wypiciu tego trunku – ostrzega rzecznik zakopiańskiej policji Kazimierz Pietruch. Dodaje, że jednym ze składników śliwowicy sprzedawanej przez ulicznych handlarzy jest podpałka do grilla.

Handlarze podrobionego alkoholu rozpanoszyli się po całych Krupówkach, można ich spotkać także na Gubałówce i pod Wielką Krokwią. Flaszkę tego, co nazywają śliwowicą oferują zazwyczaj za 35 złotych. Po krótkim targowaniu się można ją kupić nawet za 25 złotych. Za kuszącą, atrakcyjną cenę dostajemy jednak skażone świństwo, którego wyprodukowanie kosztuje najwyżej trzy złote.

– Zakopiańscy policjanci oddali kiedyś butelkę podejrzanego alkoholu do analizy. Była w tym niemal cała tablica Mendelejewa, a nasz laborant stwierdził, że to najprawdopodobniej podpałka do grilla – mówi Pietruch. – Zdaniem jednego z wytwórców prawdziwej śliwowicy coś, co kosztuje 25 czy 30 złotych nie może być oryginalnym trunkiem. Żeby uzyskać pięć litrów destylatu potrzeba stu kilogramów śliwek, a do tego technologia, leżakowanie, beczki, transport. Butelka prawdziwej śliwowicy musi kosztować dwa razy więcej – mówi.

Handel podrobioną śliwowicą stał się prawdziwie mafijnym procederem. Są producenci, hurtownicy, dystrybutorzy i sprzedawcy detaliczni. Wpadają najczęściej ci ostatni. Tylko w piątek zakopiańska policja ujęła dwóch z nich. Funkcjonariusze zabezpieczyli przy oszustach siedem butelek trucizny z etykietą śliwowicy. Na razie nie wiadomo, gdzie jest reszta śmiercionośnego trunku, bo magazyny są dobrze zakamuflowane.

Twarze i nazwiska handlarzy powtarzają się. Oszuści dobrowolnie poddają się karze, dostają wyroki w zawieszeniu i natychmiast wracają na ulicę, by znów sprzedawać butelki zatrutego alkoholu. Policja próbuje z tym walczyć, ale najlepszym sposobem na pokonanie oszustów jest omijanie handlarzy trucizną szerokim łukiem.

Maciej Pałahicki

RMF FM

Chcesz wiedzieć pierwszy

słuchaj w internecie RMF FM 

najlepszej polskiej stacji radiowej