– Polska ma dziś taką wizję bezpieczeństwa, jakby się wzorowała na maleńkiej Danii. Tymczasem powinna się wzorować na Izraelu – mówi amerykański politolog George Friedman w rozmowie z Rafałem Mierzejewskim.

– Dlaczego nie możemy w Europie zbudować wspólnej polityki bezpieczeństwa?

– Europejczycy mają za sobą setki lat wzajemnej nieufności. Od drugiej wojny światowej Europa właściwie była okupowana: Wschód przez Sowietów, a Zachód był pod wpływem Amerykanów. Dopiero od 1991 r. Europa cieszy się niezależnością. Zatem ten piękny eksperyment trwa raptem 21 lat. Przez tak krótki czas nie może zniknąć nieufność. Co więcej, Unia Europejska została zaprojektowana w taki sposób, że każdy kraj ma nadzieję, iż to kto inny będzie ponosił koszty integracji. Być może w handlu jest to możliwe. W sferze bezpieczeństwa – nie, bo Europa nie widzi większych zagrożeń. A gdyby kiedykolwiek Rosja zagroziła zachodniej Europie, z pomocą mają jej przyjść Amerykanie.

– A co zrobią Amerykanie?

– Stany Zjednoczone będą czekać aż Europejczycy sami rozwiążą swoje problemy. A jeśli do tego nie dojdzie, Stany będą interweniować jak w 1917 czy 1944 r. Strategia amerykańska polega na interwencji, gdy leży to w jej interesie. Podczas zimnej wojny Amerykanie nauczyli się, że prewencyjnie warto utrzymywać w Europie siły zbrojne, ale musi temu towarzyszyć zaangażowanie sojuszników.

– Amerykanie mają duże wymagania. Tymczasem wygląda na to, że Europejczycy naprawdę są z Wenus, używając metafory Kagana. To, co Włosi nazywają lotniskowcem, w USA jest okrętem desantowym Korpusu Piechoty Morskiej. Mówimy innymi językami?

– Niestety, to prawda. Europejczycy nie czują żadnego zagrożenia i ich wkład w sojusz jest niezadowalający. Dotyczy to także Polski. Interesujące natomiast jest to, iż Polacy czasami myślą, że traktujemy swoje zobowiązania sojusznicze niepoważnie. Nic bardziej mylnego. Z amerykańskiego punktu widzenia ważne jest to, by Polska mogła się obronić przez trzy miesiące sama. Inaczej pomoc po prostu nie będzie mogła nadejść. Jeśli kiedykolwiek Rosja zaatakuje Polskę, to czy znowu kraj upadnie w ciągu sześciu tygodni? W Stanach poważni analitycy zajmujący się bezpieczeństwem międzynarodowym znają odpowiedź na pytanie, czy Polska jest silnym sojusznikiem i czy da radę. Oczywiście oni także uważają, że obecnie nie ma ze strony Rosji zagrożenia. Ale czy tak będzie zawsze?

– Pesymista z pana.

– Waszym fundamentalnym problemem jest to, że uzależniacie swoje bezpieczeństwo od czynników zewnętrznych. Nawet teraz Polacy patrząc na Stany Zjednoczone nie zawsze rozumieją, że cena sojuszu musi być wysoka. Tą ceną jest wasz wysiłek na rzecz własnego bezpieczeństwa, a nie jakaś płatność partnerom. Bez tego wysiłku sojusze nie funkcjonują, a już na pewno nie sojusze z Ameryką. Sojusz wojskowy jest jak sport zespołowy.

– Ale dlaczego właściwie mamy płacić taką cenę? Niemcy są do nas dobrze nastawione, Rosja też na razie chyba nam nie zagraża.

– W 1932 r. Niemcy też były pokojowo nastawione, a do 1938 r. stały się dominującą potęgą w Europie. Takie myślenie jest ekstremalnie niebezpieczne. Polacy o wiele lepiej niż inni powinni rozumieć, jak szybko zmienia się wiatr historii, a sytuacja obiecująca staje się tragiczna. Nie jestem czarnowidzem. Nie prognozuję, że Niemcy i Rosja będą zagrożeniem. Ale czy w 1932 r. ktoś to prognozował? Polska ma dziś taką wizję bezpieczeństwa, jakby się wzorowała na maleńkiej Danii. Tymczasem powinna się wzorować na Izraelu. Izrael wydaje na obronę narodową dominującą część budżetu. Oni rozumieją, kto jest odpowiedzialny za ich bezpieczeństwo narodowe. Dania czeka, aż jej ktoś pomoże.

– Rzeczywiście uważa pan sojusz niemiecko-rosyjski za możliwy?

– Póki co Niemcy nie chcą zerwać więzi z Francją. Ale gdy relacje w Europie staną się bardziej skomplikowane, możliwy byłby zwrot Niemiec w kierunku Rosji. Już teraz Gerhard Schröder jest jednym z zarządzających w Gazpromie. Relacje gospodarcze między Niemcami i Rosją mają dość naturalny charakter, a Rosja zawsze była dla Niemiec alternatywą wobec sojuszu z Anglikami i Francuzami. Kiedy więc stosunki francusko-niemieckie staną się trudne, a to jest możliwe, Niemcy zwrócą się w stronę Rosji.

(…)

Rafał Mierzejewski

Rzeczpospolita

aby przeczytać całość kliknij tutaj