Gdzieś tak do końca ubiegłego stulecia od niepamiętnych (dla nas przynajmniej) czasów Ameryka była przystanią dla wszystkich szukających nowego życia. Ziemią obiecaną, celem ostatecznym dla milionów imigrantów z całego świata, w tym oczywiście także z Polski. Przełom wieków w naszym przynajmniej przypadku stanowił cezurę czasową, kiedy to azymut odwrócił się diametralnie, bo o 180 stopni. Skończyły się chyba już definitywnie przyjazdy na stałe do Stanów Zjednoczonych a rozpoczęła reemigracja. I proces ten wciąż ma miejsce, a jednym z ostatnich ptaków powracających na stałe do gniazda jest szalenie popularny w światku polonijnym Chicago Sławek Sobczak.
Od początku istnienia naszego portalu mocno z meritum.us związany, dziennikarz telewizyjny (Polsat 2 International, kiedyś Polvision), radiowy (1490 WPNA, 1080 Poranny Newsweek Małgorzaty Błaszczuk) i prasowy (“Dziennik Związkowy”, nowojorski “Nowy Dziennik”, informacjeusa.com i oczywiście meritum.us) przyjaciel lub co najmniej dobry kolega praktycznie wszystkich z tzw. polonijnego światka po 24 latach pobytu w Chicago zdecydował się nam Sławek na definitywny powrót nad Wisłę. Dosłownie zresztą, bo i do starego królewskiego Krakowa. W miniony piątek w gościnnej sali bankietowej klubu Eagles miało miejsce huczne pożegnanie nietuzinkowej postaci, bywalca bez mała wszystkich imprez (od towarzyskich, poprzez sportowe a na kulturalnych skończywszy), często spełniającego rolę wodzireja. Na rzeczonym – powiedzmy – wieczorku pożegnalnym zjawiło się około 250 osób, z przedstawicielami Konsulatu Generalnego RP w ‘Wietrznym Mieście” włącznie. Jakże udana impreza miała w sobie coś z dobrego polskiego… bigosu. Wszak oprócz luzackiej zabawy (w swojej końcowej fazie nawet trochę ludycznej), prezentacji kulturalnych większego bądź i nieco mniejszego formatu (znane postaci sceny oraz góralski folklor) mieliśmy też quasi-stypę (bardziej jednak przypominającą zabawy halloweenowe).
Reasumując, w wyśmienitej – chociaż nie do końca w pełni radosnej, jako że pożegnanie to zawsze niestety rozstanie – atmosferze, przy pysznych zakąskach i obficie zaopatrzonym w trunki barze przedstawiciele chicagowskiej Polonii powiedzieli Sławkowi Sobczakowi “szczęśliwej drogi” i pożyczyli szczęścia na łonie ojczyzny.
Przy okazji zatrzymajmy się na chwilę przy temacie reemigracji, bo i ostatnia impreza to jedna z tysięcy tego rodzaju i charakteru, szczególnie w minionym pięcioleciu. Niestety, chicagowska Polonia sukcesywnie znacząco szczupleje (w ostatnim przypadku nawet dosłownie…). Mianowicie według pobieżnych danych – chociaż raczej wiarygodnych, wszak potwierdzanych przez amerykańskie źródła – od wybuchu kryzysu ekonomicznego w USA w 2007 roku opuściło Chicagoland (cała aglomeracja) od 150 do 170 tysięcy naszych rodaków. Mniej więcej połowa powróciła do ojczyzny, pozostali przenieśli się w inne rejony Ameryki zmęczeni wciąż rosnącymi – już najwyższymi w skali całego kraju – kosztami życia w Illinois. No, a taka liczba opuszczających Ziemię Lincolna (i to tylko jednej nacji) zaczyna stanowić problem dla miasta i stanu. Według pobieżnych danych, “Wietrzne Miasto” straciło na exodusie Polaków w sumie około miliard dolarów (nieruchomości, podatki, zakupy itd, itp.). A to już jest suma odczuwalna w budżecie Chicago i okolic.
Ciekawe, ile też miasto straci na wyjeździe naszego Sławka Sobczaka? Na pewno wszak nieco zubożeje kasa dobrych, markowych restauracji, których to “Sopel” był stałym bywalcem. Nocne lokale też pewnie nieco stracą… To są jednak w sumie problemy pobieżne, jako że przede wszystkim zubożeje duchowo Polonia. Duży (wzrostem i w ogóle gabarytami), donośny (zawsze mocno słyszalny i dominujący w dyskusjach), zdecydowany w głoszeniu poglądów (często wśród polonusów mocno kontrowersyjnych) był wszak Sławek jakże barwną postacią naszej diaspory. Indywidualnością raczej też nie do zastąpienia.
tekst: Leszek Pieśniakiewicz
zdjęcia: Victor Studio
meritum.us