(wieczór Józefa Maciasza-Brody)

Ameryka jest stosunkowo młodym krajem, by mówić o wielkich tradycjach, jest też zlepkiem niemal wszystkich narodów świata. Każdy przyjezdny przywiózł ze sobą dwie walizki; w jednej umieścił niezbędniki do rozpoczęcia nowego życia, w drugiej zaś cząstkę własnej kultury. Pomieszane tradycje rozmyły się w niebywały sposób, dlatego tak mało pozostało z każdej. Amerykę zbudowali emigranci, lecz wcześniej zniszczyli kulturę, która już usadowiła się zbyt mocno. Najpierw na rozmaite sposoby przywiezione z Europy unicestwili tubylców, by zająć ich ziemię i korzystać z jej bogactw. Oj! niechlubna to historia, dlatego też niegodna opisu. Każdy kontynent ma swoją i opowiada o ludziach, którzy wzbogacili się na krzywdzie innych. Nie ma róży bez kolców, jak też nie ma wielkich majątków powstałych z pracy rąk, przynajmniej ja w takie nie wierzę. Mało dzisiaj mówi się na ten temat, choć grabież nigdy się nie skończyła. Wracając do tradycji, to wcale nie jest tak źle; mamy bowiem święto dyni, pracy i innych wymyślonych tworów wyobraźni. Niektórzy z nas szybciutko przyswoili sobie owe święta i tak: Dzień Zmarłych zamienili – na celtycki dzień duchów. Święto Zmartwychwstania – na zajączka, a Dzień Narodzin Jezusa na jakiś tam – holly day. W większości każde święto polega na rozdawaniu prezentów, a głębsze jego znaczenie zanika wraz z ojczystą mową. Nasz kraj o ponad tysiącletniej tradycji zgromadził zbyt wiele piękna, by o nim zapomnieć. Wszystkie regiony mają własne tradycje, pielęgnowane od stuleci i jeśli zapomnimy o nich, nasze korzenie zostaną niechybnie podcięte. A cóż oznacza kraj bez przeszłości. Miałem okazję mieszkać w Polsce w kilku jej stronach i w każdej z nich było jeszcze piękniej. Mamy się czym pochwalić, choć czasami nie potrafimy obronić tego co nasze. Niekiedy myślę, iż trud ojców poszedł na marne. Niektórym przeszkadza krzyż, starzy ludzie, a nawet młodzież, która musi szukać chleba gdzie indziej. Rządzący zniewalają naród. Już kiedyś pisałem o niewolnictwie XXI w., które jak się okazuje osiągnęło swój szczyt.

Jesteśmy podzieleni na partie i poglądy, na bogatych, i biednych, na prostaków, i wykształconych, na pisarzy, i wierszokletów. Lubimy się różnić z byle jakiego powodu – dlaczego? Sami o sobie piszemy w Internecie, podkreślając wydumane i nie mające w niczym uzasadnienia zasługi. Często rozpiera nas pycha, która nie pozwala żyć innym, wcale nie gorszym od nas. Słabo piszący zaczynają opiniować podobnych sobie, a czasami o wiele wartościowszych, co tym powoduje? Dzielimy się na grupy, a miejsca na naszej ziemi wystarczy dla każdego: dla tych lepszych i „gorszych”. Trudno się dziwić, że nie mogą się zgodzić ze sobą narody świata, jak tutaj garstka ludzi mówi zupełnie odmiennym językiem. Pocieszam się tylko, że w każdym narodzie istnieje rozłam i to wcale nie jest żadną nowością, ani też naszą domeną.

Można by o tym nie pisać, ale skoro pisze się o błahostkach, dlaczego pomijać ważne dla nas sprawy. Słyszy się tu i ówdzie, że żyjemy w świecie wolności słowa, dlaczego zatem z niego nie korzystać.

Z jednej strony ubolewam nad tym, co się dzieje, z drugiej zaś cieszę się, że powstajemy z marazmu, który w nas usnął przed laty. Ludzie się budzą z wieloletniej drzemki, a wraz z nimi nadzieja na lepsze jutro. Robi się wszystko, by powstrzymać edukację, zamyka się szkoły, ale historia pokazuje, że najtrudniej zamknąć ludziom usta. Przeciętny człowiek wymawia kilka tysięcy słów dziennie, szkoda tylko, że tak mało znaczących i budujących nasz kraj. Myślę, że bieda potrafi segregować słowa, co nie raz udowodniła historia, a do dobrobytu nie idzie.

Wniosek jest tylko jeden, należy bardziej szanować Ojczyznę, a wraz z tym stare tradycje, które są częścią nas. Nie można rzucać słów na wiatr i obojętnie przechodzić koło drugiego człowieka, a tym bardziej dzielić ludzi na lepszych i gorszych. To za nas robią rządzący i to w zupełności wystarczy.

Chciałbym przybliżyć sylwetkę człowieka, który pasuje do naszej rzeczywistości. Jest patriotą jak większość górali i co ważne, nie wstydzi się własnych korzeni. Urodził się we wsi Piekielnik koło Zakopanego i ciągle tam powraca w swoich wierszach. Powraca do Polski, która mu bliska i często do nieudolnej polityki uprawianej nad Wisłą. Krytykuje i wyśmiewa, nie obawia się konsekwencji. Odwaga cechuje twardych ludzi, a górale do takich są zaliczani.
Józef Maciasz-Broda – Góral z krwi i kości, artysta ludowy, grający na akordeonie, który wyśpiewał całe Tatry od ich podnóży po samiusieńkie szczyty.

W piątkowy wieczór zjechali się do JOM górale i cepry, by podziwiać występy Józefa Maciasza – Brody.

Wieczór prowadził znany redaktor radiowy Sylwester Skóra, który niejednokrotnie udowodnił obycie z mikrofonem i umiejętność posługiwania się językiem literackim. Podkreślił, iż jest nie tylko sympatykiem Zrzeszenia Literatów, ale i  przyjacielem. Słowo wstępne jak zwykle wygłosił o. Jerzy Karpiński, który wiele miejsca poświęcił tradycjom góralskim i udowodnił, że są mu bliskie. Wiersze czytali: Alina Szymczyk – prezes Zrzeszenia Literatów, oraz Władysław Panasiuk (bezpartyjny). Wieczór przebiegał w ciepłej atmosferze, towarzyszyły mu wiersze o Ojczyźnie i piosenki śpiewane przez Józefa Maciasza-Brodę i Jego uroczą małżonkę Marysię, która ma nie tylko głos – niczego sobie… Oczywiście oboje ubrani byli w regionalne stroje, i to jest godne uwagi. Ludzie nie wstydzą się swojego regionalizmu, swojej rodzinnej wsi gdzie stawiali pierwsze kroki. Dla nich Ojczyzna zawsze pozostanie Matką. W jednym z wierszy autor pisze:

 „(-) Królewną dla mnie była i będzie
Nie przewróciło mi się w „globusie”
Stwierdzam to głośno zawsze i wszędzie:
Ojczyznę kocham, tak jak Mamusię”

Czy nie są to odważne słowa, a nawet deklaracja?

Śpiewane piosenki (pisane gwarą) poświęcone były Naszemu Wielkiemu papieżowi, co świadczy, że Rodzina Maciaszów jest bliska kościołowi. Józef Maciasz-Broda napisał wiele wierszy o naszym papieżu. Górale z reguły to ludzie głęboko wierzący, uczciwi i koleżeńscy. Tak postrzegam Józefa.
Była też niespodzianka, oto cały splot kawałów góralskich prezentowanych przez małżeństwo Maciaszów. Były fraszki, wiersze bliskie naszemu sejmowi i wykoślawionej polityce.

Nie zabrakło humoru prowadzącemu, który starał się utrzymać ciepło rodzinne do samego końca tego jakże miłego spotkania. Wśród słuchaczy byli poeci należący do Zrzeszenia i wolni strzelce podhalańscy. Wieczór zaszczycił swoją obecnością znany już w Chicago ze swoich ludowych występów Władysław Skóra (prywatnie ojciec prowadzącego). Było wielu znakomitych gości, których nazwisk nie będę wymieniał tylko dlatego, by kogoś nie pominąć. Powiem inaczej; wszyscy goście byli znakomici, a co ważne świetnie się bawili. Na zakończenie bohater wieczoru powiedział znamienne słowa: nie jestem poetą, jedynie piszę rymowanki i dziękuję, że przyjęliście mnie do swego grona. Myślę, że to zbyt skromne oświadczenie, ponieważ poezja Józefa cieszy się dużym zainteresowaniem, o czym świadczy ilość osób przybyłych na wieczór. Ta skromność niech będzie lekcją dla nas wszystkich, wszak nie zawsze o niej pamiętamy. Ja dopowiem, że Józef Maciasz- Broda jest utalentowanym człowiekiem, urodzonym organizatorem i przywódcą. Próbuje nowych  form trudnego sonetu i fraszek.

Podskakiwał, obgadywał
Nie było mu rady…
Nadszedł dzień – wy – koziołkował
I sam zszedł na dziady.

Pisze muzykę do własnych tekstów i zarazem jest ich wykonawcą. Zatem rozwija swój talent i tego mu życzymy. Najważniejsze jest to i godne pochwały, iż tradycja dla Niego jest świętością.

Władysław Panasiuk