Miniony już rok rozpoczął się od nominacji dzieła Agnieszki Holland “W ciemności”. Produkowanej w Chicago statuetki obraz nie dostał, w tym roku nasz kandydat “80 milionów” Waldemara Krzystka przepadł już w fazie eliminacji i cieszyć się będziemy ewentualnie tylko z kolejnej nagrody dla Janusza Kamińskiego za zdjęcia do „Lincolna” Stevena Spielberga. Tyle że nasz operator mieszka w USA od 32 lat i mało kto na świecie (poza nami oczywiście) kojarzy go z naszym krajem.
Żadna z naszych produkcji nie dostała liczącej się nagrody na jakimkolwiek ważniejszym festiwalu, mimo to 2012 roku nie można traktować jako straconego dla naszego kina. Zrealizowano 40 tytułów, w większości przeciętnych, ale „Lęk wysokości” Bartosza Konopki, „Jesteś Bogiem” Leszka Dawida, „Mój rower” Piotra Trzaskalskiego, „Piąta pora roku” Jerzego Domaradzkiego zdobyły uznanie publiczności i krytyki co nie zawsze idzie w parze. Były i totalne wpadki: „Kac Wawa” Łukasza Karwowskiego i „Komisarz Blond i Oko Sprawiedliwości” Pawła Czarzastego, które krytyka zmiażdżyła w sposób wcześniej w Polsce nie znany, a „Ixjanę” braci Skolimowskich dystrybutorzy wycofali z kin już po tygodniu.
Co mnie utkwiło szczególnie w pamięci? Kilka tytułów uważam za wybitne i sądzę, iż zostaną klasykami jeśli nie zdobędą miana kultowych, oczywiście w pewnych kręgach. „Obława” Marcina Krzyształowicza, „Róża” Wojciecha Smarzowskiego i „Pokłosie” Władysława Pasikowskiego to filmy rozliczeniowe ze skomplikowaną polską historią. Tak jak już wzmiankowane wcześniej „W ciemności” i mało znane „Z daleka widok jest piękny” Anny i Wilhelma Sasnalów dzieła poruszają czułe struny: stosunki polsko-żydowskie w czasie wojny, odbrązawiają mit partyzantki czy obnażają polskie kompleksy. Filmy wzbudziły ogólnonarodową dyskusję, przez łamy prasy (głównie prawicowej) przetoczył się walec, który miał rozjechać twórców i producentów. Czy rozjechał? Podejrzewam, że tylko pomógł w promocji dzieł, a nawet najbardziej pokiereszowany w tej walce z walcem Maciej Stuhr obronił się dzięki swojemu wielkiemu talentowi i odwadze. Czasy cenzury na szczęście (oby bezpowrotnie) już w Polsce minęły.
Czy naprawdę dorośliśmy w kraju nad Wisłą do dojrzałej dyskusji o sztuce i historii przekonamy się już wkrótce. Przed nami premiery dzieł, przy których tytuły ubiegłoroczne mogą się wręcz okazać poprawnymi politycznie. Właśnie rozpoczęły się zdjęcia do sensacyjnego obrazu, w którym W. Pasikowski opowie historię pułkownika Ryszarda Kuklińskiego. „Jack Strong” ma kosztować 13 mln złotych, a to sporo jak na polskie kino. W roli głównej zobaczymy Marcina Dorocińskiego, znanego m.in. z „Obławy” i „Róży”. To najgorętsze obok Roberta Więckiewicza nazwisko w polskim filmie. Jak Amerykanie przerzucili rodzinę Kuklińskich przez granicę, zabójstwo syna (a może nawet drugiego?), zdrajca czy bohater? Autorką zdjęć jest rewelacyjna Magdalena Górka.
Dorocińskiego i Więckiewicza zobaczymy w „Aniele” W. Smarzowskiego według powieści Jerzego Pilcha ”Pod mocnym Aniołem”. Film powstaje w Krakowie i okolicach, natomiast obraz Warszawy i skorumpowanej oraz rozpitej do granic absurdu tamtejszej policji ukazał ten sam reżyser w „Drogówce”. 1 lutego z ekranu wypłynie cysterna wódy oraz brutalna prawda o III RP i zaboli jak to u Smarzowskiego bywa („Wesele”, „Dom zły”). W jednej z głównych ról obok Bartłomieja Topy i Mariana Dziędziela zagra Dorociński. Kolejną odsłoną aktorskiego pojedynku obu panów będzie premiera „Wałęsy” Andrzeja Wajdy według scenariusza Janusza Głowackiego, gdzie w tytułową postać wcieli się Więckiewicz. Danutą Wałęsową została Agnieszka Grochowska ale montaż materiału przedłuża się i wszystko wskazuje jednak na to, że planowana na jesień premiera zostanie przesunięta na termin przyszłoroczny i aktora podziwiać będziemy w „Ambassadzie” Juliusza Machulskiego jako… Adolfa Hitlera! Cóż za wspaniały okres twórczy obu polskich gwiazd.
„Ambassada” ma być kolejną superkomedią Machulskiego z Janem Englertem i Nergalem jako von Ribbentropem (!) ale cała filmowa Polska kibicuje reżyserowi w zbiórce funduszy na „Kuriera z Warszawy”. Rzecz o Janie Nowaku-Jeziorańskim ma wstępny kosztorys 40 mln zł, a taka suma w czasach kryzysu to niemal abstrakcja, choć przypomnieć warto, iż „Quo vadis” Jerzego Kawalerowicza kosztowało w 2001 roku aż 76 mln zł, a największa filmowa porażka w jaką zainwestowała Polska czyli „Bitwa pod Wiedniem” Renzo Martinellego miała budżet 50 mln zł, z czego Polacy pokryli niemal połowę (KGHM i PISF ). Nie ma też pieniędzy na obraz ukazujący bitwę pod Monte Cassino. Przymiarki do realizacji robili Pasikowski i Jerzy Hoffman, rozpoczął się casting, tyle że film reżyseruje Anglik John Irvin („Psy wojny”,”Hamburger Hill”) na podstawie powieści Petera Caddicka-Adamsa, a motywem przewodnim będzie miłość amerykańskiego żołnierza do włoskiej pielęgniarki. Część zdjęć powstanie w Polsce, ale jaka na ekranie będzie rola polskiego żołnierza w zdobyciu klasztoru przekonamy się dopiero w kinie i obyśmy nie przeklinali losu jak to miało miejsce przy okazji knota o wiktorii wiedeńskiej.
Nie może ruszyć produkcja filmu o innych naszych bohaterach tego samego tragicznego okresu. Jacek Samojłowicz kupił prawa do ekranizacji książki Arkadiusza Fiedlera „Dywizjon 303” i przekonał ponoć Jerzego Skolimowskiego do reżyserii tytułu, ale na razie cisza wokół tego projektu.
Głośno, oj głośno zrobi się natomiast 15 lutego przy okazji premiery „Tajemnicy Westerplatte”. Scenarzystą i reżyserem jest tu prawie debiutant („Takie życie” z 2004 r. przeszło niemal niezauważone i nie miało szerokiej dystrybucji ) Paweł Chochlew. Dzieło powstało w atmosferze skandalu, major Henryk Sucharski jest tu przedstawiony jako popadający ze strachu w obłęd dowódca, któremu odebrano władzę a rozgoryczeni żołnierze sikają na portret marszałka Rydza-Śmigłego. Pierwotnie majora miał zagrać Bogusław Linda, gdy produkcja była na etapie zdjęć w 2/3 gotowa prace nad filmem wstrzymano, a rolę przejął Michał Żebrowski. Film wyprodukował w końcu Samojłowicz i można teraz tylko się pomodlić by w niczym nie przypominał innej jego realizacji czyli „Kac Wawa”.
Zdecydowano także, iż Powstanie Warszawskie zostanie ponownie uwiecznione w polskim kinie. Nie będzie to jednak superprodukcja za niemal 30 mln dolarów o jakiej myślał J. Machulski ani dużo tańszy ale bardzo drogi (40 mln zł) film Dariusza Gajewskiego, a mające kosztować ok. 23 mln zł „Miasto” Jana Komasy. W głównych rolach zobaczymy Annę Próchniak i Jakuba Wesołowskiego, i trzymajmy kciuki by była to równie udana produkcja jak „Sala samobójców” tego samego reżysera. Filmów o powstaniu będzie zresztą więcej: Ireneusz Dobrowolski w „Sierpniowym niebie” i Leszek Wosiewicz w „Tańcu śmierci”, każdy na swój sposób przedstawi losy stolicy i powstańców. Tomasz Bagiński, nasz najbardziej znany twórca filmów animowanych, tworzy inne dzieło o heroicznej walce Polaków. „Hardkor 44” to komputerowo wygenerowane kino akcji z elementami science fiction w stylistyce „300”.
Nasza kinematografia po wielu dekadach omijania poważnych tematów historycznych nadrabia zmarnowany czas. Filmów o losach Polaków uwikłanych w wojenne czy powstańcze historie będzie więcej. Janusz Zaorski już 22 lutego pokaże „Syberiadę polską”, opartą na słynnej powieści Zbigniewa Domino. Losy polskiej rodziny zesłanej na koniec świata wstrząsną zwłaszcza starszymi osobami pamiętającymi okrucieństwa NKWD; sama produkcja byłą drogą przez mękę ekipy realizacyjnej, która walczyła z mrozem i oszustami kooperantami.
Polacy uwielbiają celebrować przegrane bitwy i upadłe powstania, ciekawe więc wydaje się jak naród przyjmie pierwszy duży film o jedynym wygranym starciu z okupantem. Tym bardziej, że reżyserem jest znany z niekonwencjonalnego podejścia do tematu Łukasz Barczyk, który Powstanie Wielkopolskie ukazał jak fantasmagoryczny sen, a bohaterami są dwaj magowie, mistrzowie telepatii i absolutnie nietypowy koń. Kino akcji wciąga, polityka miesza się z historią, Ignacy Paderewski jak żywy. Premiera? Oczywiście 27 grudnia (dla słaboznających historię – odpowiedź znajdziecie u doktora Googla).
Niemal współczesną Legnicę znów pokazuje nam Waldemar Krzystek. Po wielkim sukcesie teatru telewizji i jego „Ballady o Zakaczkawiu” oraz filmowej rewelacji z 2008 roku „Mała Moskwa” Krzystek wraca do – jak mówiono w latach jedynie słusznego systemu – rodzinnego półmiska z pierogami (już tłumaczę: pół leniwych, pół ruskich). Tym razem to thriller, którego akcja częściowo dzieje się w Moskwie ale poszukiwania seryjnego mordercy przenoszą się do miasta, w którym dowcip: „Kto zamawiał ruskie? Nikt, same przyszli” nie cieszył nikogo. Zapowiedziano udział gwiazd rosyjskich i polskich, premiera we wrześniu czyli w 20. rocznicę opuszczenia Legnicy przez kontyngent wojsk radzieckich.
Oczywiście nie unikniemy w repertuarze tegorocznym komedii romantycznych i nieudanych produkcji tudzież filmów robionych na zamówienie polityczne. Antoni Krauze zbiera pieniądze na film o katastrofie pod Smoleńskiem. Zdjęcia się rozpoczęły więc z pomocą boską i ludu smoleńskiego dzieło powstanie. Póki co jednak w najbliższą niedzielę telewizja National Geographic Channel wyemituje kolejny odcinek filmu w ramach serii „Katastrofy w przestworzach”. Wzbudzi on niewątpliwie wielkie zainteresowanie w naszym kraju, będzie to bowiem światowa premiera pod tytułem „Śmierć prezydenta”, a dotyczyć będzie wydarzeń z 10 kwietnia 2010 roku.
Oj, będzie się działo!
Sławek Sobczak
meritum.us