Zła wiadomość dla wszystkich palaczy.
Zgłoszona pod koniec ubiegłego roku propozycja zwiększenia podatku od papierosów weszła w życie. Za paczkę palacze płacą od wczoraj w punktach sprzedaży na terenie Chicago od 11 do 14 dolarów, w zależności od marki i rodzaju papierosów. Należy dobitnie podkreślić, że z tej ceny za 20 sztuk nikotynowej używki aż 6 dolarów i 67 centów to suma przeróżnych podatków. A znaczący wzrost po raz kolejny się zmaterializował, jako iż od 1 marca podniesiono o 1 dolar podatek obowiązuje w Powiecie Cook.
Tym samym w wielkości haraczu od palenia “Wietrzne Miasto” uplasowało się na drugiej pozycji w Stanach Zjednoczonych za Nowym Jorkiem, w którym fani przysłowiowego “dymka” płacą od każdej paczki papierosów tak wysoki podatek.
– Nadwyżka z pieniędzy, uzyskanych z tej podwyżki, ma być przeznaczona na leczenie osób, u których zdiagnozowano raka płuc – twierdzi przewodnicząca Rady Powiatu Cook. – Co roku na ten cel zostanie wyasygnowane ponad 25 milionów dolarów. Mam nadzieję, że nowe ceny papierosów spowodują zmniejszenie liczby palaczy – twierdzi Toni Preckwinkle.
No i tu mamy podwójne zaprzeczenie. Podług prawa logiki zresztą. Mianowicie główna inicjatorka podwyżki, pani Preckwinkle najpierw wyliczyła, ile to dodatkowych pieniędzy wpłynie ze wzrostu cen papierosów do kasy Powiatu Cook, po czym wyraziła nadzieję, że astronomiczne już wydatki na tę używkę spowodują rzucenie przez wielu nałogu. Gdyby drugie miało się ziścić to pierwsze wyliczenia są psu na budę warte. Wszak do kasy Chicago i całego powiatu nie wpłyną przecież planowane pieniądze. Toż to kolejna demagogia, a nawet czysta hipokryzja w wydaniu demokratów.
Inna sprawa, że my – nieco starci polonusi – tego typu retorykę jakby skądś znamy. Bo i przecież w Polsce socjalistycznej każdą podwyżkę uzasadniano dobrej ogółu. No i gdy rosły ceny używek to li tylko dla korzyści jednostki. Stąd biedne kobieciny, których mężowie nadużywali alkoholu w oparach nikotynowego dymu z niemal radością przyjmowały kolejny radykalny wzrost cen wszelakich używek. Propaganda odnosiła skutek, tylko że w finalnym efekcie cierpiał domowy budżet, co dopiero po czasie zauważały niepijące i niepalące umęczone Polki. Jako że ich małżonkowie jak palili i pili wcześniej, tak robili to samo w identycznym wymiarze po wzroście cen.
Podobna akceptacja społeczna, a’ propos niebywale wysokich podwyżek cen papierosów w Chicago i okolicach, ma miejsce tu i teraz. Niepalący zacierają ręce a przy każdym cenowym wzroście tejże używki odstawiają kilkusekundowy spektakl a’ la Marcinkiewicz. To znaczy – jak były polski premier – krzyczą: yes! yes! yes!!! Sami mamy znajomych, którym nikotynowy nałóg jest absolutnie obcy, twierdzących, że paczka papierosów powinna kosztować 20 “baksów”. Tylko że wykazują w ten sposób egoizm, małostkowość i kompletny brak wyobraźni. Faktycznie bowiem każda podwyżka używek ich też dotyczy. Nie zdają sobie sprawy z pośredniego finansowego kłucia ich samych, jako że korzystają z przeróżnych usług (elektryk, hydraulik, kontraktor itp.) osób palących. A jeżeli tych wymienionych koszty życia (używki też na to się składają) wrosną to i ceny usług automatycznie pójdą w górę. Proste jak drut. Nie dla wszystkich jednak, bo propaganda robi swoje. O, przepraszamy, teraz to żadna propaganda, teraz to nazywa się PR (Public Relations).
Ciekawe, czy aktualnie rządzący (chyba “niestety” wciąż od półwiecza) w “Wietrznym Mieście” znają nie tak odległą historię Europy Wschodniej i na tamtych wzorcach dzisiaj bazują? A może to oddolny instynkt wszystkich quasi-komunistów pcha ich do serwowania pozornie bezpiecznego społecznie wzrostu cen?
Bodek Kwaśny, Leszek Pieśniakiewicz
meritum.us