W centrum Chicago protestowali kolejni niezadowoleni. Po nauczycielach wyraz dezapropaty z warunków pracy zademonstrowali pracownicy sieci barów szybkiej obsługi i sklepów.

Hasło spotkania to:„Walczymy o nasze 15 dolarów” bo takiej godzinnej stawki za pracę żądali zgromadzeni na najbardziej prestiżowych ulicach “Wietrznego Miasta”.

Żądana stawka jest może nie tyle wygórowana, bo przy dzisiejszych kosztach utrzymania w Stanach Zjednoczonych nawet dwa razy tyle nie byłoby przesadą, ile nierealną do realizacji. Przypomnę, że obowiązujące w USA od 4 lat minimum pracownicze to $7,25, a w Illinois o dolara więcej. Nikt o zdrowych zmysłach w czasie tak drastycznego kryzysu nie podniesie stawek obowiązujących o 100 proc.!

Zgromadzeni w śródmieściu Chicago byli nieformalnymi reprezentantami najgorzej uposażonej grupy społecznej, rzeszy 275.000 kobiet i mężczyzn pracujących w Chicago w sieciówkach handlowych i gastronomicznych. Według National Employment Law Project od 2010 roku 58 proc. zatrudnionych dostaje za godzinę $12 lub mniej. Ta sama agenda podaje, że pracownicy zarabiający od $14 do $21 na godzinę są najbardziej stratni na ostatniej recesji gospodarczej.

Jedna z organizatorek protestu Katelyn Johnson z organizacji Action Now powiedziała, że przyczyną wyjścia na ulice była ostatnia podwyżka cen za przejazdy środkami komunikacji miejskiej. Sam Toia, przewodniczący  Illinois Restaurant Association skwitował całą akcję jednym zdaniem: – Jeśli podniesiemy uposażenie część restauracji i barów zostanie zamknięta i pracownicy w ogóle przestaną zarabiać. Susan Kezios, prezydent American Franchisee Association nazwała błędnym pogląd, iż wszyscy właściciele biznesów typu franczyza to bogacze.

Niewątpliwie problem ciężko pracujących i źle opłacanych osób to wstyd dla Ameryki sytej. A może skasowanie sponsoringu wielomilionowej rzeszy cwaniaków o różnych kolorach skóry, którzy pożerają co miesiąc miliardy dolarów pomogłoby tym, którym się chce pracować? Dlaczego podwyżki stawek godzinowych mają uderzyć w najzdrowszą część narodu amerykańskiego czyli w pracodawców? Próba zmuszenia matek dzieci, których ojcowie są nieznani, a za których alimenty płaci państwo, do podania danych nie udała się za prezydentury Clintona. Może już nastał czas by na utrzymanie swoich pociech płacili rodzice a nie podatnik? Ile jeszcze będzie trwał karnawał rozdawania miliardów dolarów dla społecznie nieprzystosowanych (czytaj: niechętnych do jakiejkolwiek pracy), który osiągnął rekordowe rozmiary w ostatnich czasach? Dlaczego z naszych podatków utrzymywane są całe bloki (nieraz luksusowych apartamentów), które wybrańcy zamieszkują płacąc grosze?

Efektem polityki pozwalającej na to, by w sklepach elegancko ubrani ludzie kupowali towary na Link Card (w praktyce oznacza dostawanie ich za darmo) są protesty grupy społeczeństwa, która balansuje na granicy biedy. Jak dla mnie przewracanie kotletów czy układanie towarów na półkach za 15 dolarów na godzinę to lekka przesada, ale niewątpliwie administracja państwowa powinna coś zrobić z faktem, że za 60 minut pracy niektórzy nie mogą sobie już kupić najtańszej paczki papierosów.

Sławek Sobczak

meritum.us