— Główni odpowiedzialni za katastrofę smoleńską zginęli na pokładzie tupolewa. Stawiam na zasadniczą winę po stronie polskiej. To, co mówię, nie jest patriotyczne. Ale ktoś to musi zrobić — mówi w rozmowie z „Rz” mec. Rafał Rogalski, który przez niemal 3 lata był smoleńskim adwokatem Jarosława Kaczyńskiego.
– Czy prezydent Lech Kaczyński padł ofiarą zamachu?
Rafał Rogalski: – Katastrofa smoleńska była zwyczajnym wypadkiem lotniczym, choć z przedziwnym zbiegiem okoliczności po stronie polskiej i rosyjskiej. Na nic więcej w tej chwili nie ma dowodów. Główną odpowiedzialność za katastrofę ponosi polski system szkolenia pilotów wojskowych i nieegzekwowanie przez nich podstawowych procedur bezpieczeństwa. Ich brak wyszkolenia i pewna nonszalancja to tylko skutek. Istotne znaczenie miało także zachowanie rosyjskich kontrolerów, w tym błędne komendy oraz niedostatki sprzętowe lotniska Siewiernyj. Niestety, nie można tego w tej chwili jednoznacznie ocenić, bo Rosjanie nie przekazują nam dowodów. Nie zmienia to prostego faktu: główni winowajcy zginęli na pokładzie tupolewa. Stawiam na zasadniczą winę po stronie polskiej. To bardzo przykre, ale tak właśnie jest. To, co mówię, nie jest patriotyczne. Ale ktoś to musi zrobić.
– A ten zadziwiający splot okoliczności nigdy pana nie zastanawiał?
– Zastanawiał, zwłaszcza początkowo. Najdziwniejsze były zaniechania polskich służb. Nie zweryfikowały — choć było to ich powinnością — w jakim stanie znajduje się lotnisko. Nie sprawdziły kompetencji rosyjskich kontrolerów i jakości sprzętu na wieży. Ba, nawet nie sprawdziły certyfikatów pilotów, które były nieaktualne.
– Który element w tym ciągu wydarzeń był kluczowy dla katastrofy? Zawsze jest jeden taki decydujący element.
– Nieprzestrzeganie procedur. A konkretnie — zejście poniżej 100 metrów.
– A czy wierzy pan, że samolot uderzył w brzozę? Antoni Macierewicz twierdzi, że nie.
– To nie jest kwestia wiary. Jeśli sięgniemy do materiału dowodowego — to aktualnie ponad 429 tomów akt głównych, 120 tomów akt niejawnych — to są na to dowody, choć na decydujące musimy jeszcze poczekać. Wersja zakładająca, że samolot wcale nie uderzył w brzozę bardzo mnie zastanowiła. Rozmawiałem na ten temat z prokuratorami, dokładnie przeanalizowałem akta śledztwa po wrześniu 2011 r., kiedy to prokuratorzy wraz z biegłymi byli na miejscu katastrofy…
– … z tego co wiem, oględziny brzozy zostały przeprowadzone dopiero niedawno, w 3 lata po katastrofie.
– Nie. Pierwsze czynności wykonano już jesienią 2011 r. Teraz badano ją po raz drugi. Ale już tamte wnioski dostarczyły mi ważnych przesłanek do przekonania, że doszło do uderzenia w brzozę.
– Mówił pan to Macierewiczowi?
– Wie o tym.
– I?
– „Nie było uderzenia.”
– Nie było, bo…?
– Bo on ma inne ekspertyzy.
– Pan nie jest inżynierem, jak ja i większość czytelników „Rz”. Czy są w aktach śledztwa przekonujące dla laika dowody na to, że drzewo mogło złamać skrzydło samolotu?
(…)
Andrzej Stankiewicz
Rzeczpospolita
aby przeczytać całość kliknij tutaj