Administracja Baracka Obamy broni się przed zarzutami Republikanów o manipulację informacjami w celach politycznych.
Biały Dom przedstawił ponad 100 stron rządowej korespondencji w sprawie ataku terrorystycznego w Benghazi we wrześniu 2012 roku, w wyniku którego zginęło 4 dyplomatów amerykańskich, w tym ambasador USA w Libii Chris Stevens. Według władz atak był histeryczną reakcją tłumu na antyislamski film, naprawdę była to dobrze zaplanowana akcja terrorystów. Konserwatywni parlamentarzyści nie są usatysfakcjonowani wyjaśnieniami twierdząc, że pominięcie w raportach wątku terrorystycznego miało służyć wygraniu listopadowych wyborów.
Kolejnym dużym kłopotem Obamy jest sprawa kontroli grup konserwatywnych przez urząd podatkowy (IRS). W tej sprawie już poleciała głowa szefa urzędu Stevena Millera, którego zmuszono do podania się do dymisji. Polityczne i ideologiczne kryteria, którymi kierował się jeden z oddziałów IRS sprawdzając organizacje pozarządowe mocno zdenerwowały prokuratora generalnego USA Erica Holdera, co skutkowało wszczęciem śledztwa w tej sprawie. Dla prezydenta Obamy ta sprawa to plama na honorze równie wielka jak podsłuchiwanie przez Departament Sprawiedliwości telefonów reporterów i dziennikarzy Associated Press.
Barack Obama stwierdził, iż Amerykanie mają prawo być wściekli słysząc o kolejnych aferach, tak jak on sam jest niezadowolony. Prezydent obiecał, że takie sytuacje się nie powtórzą.
Dziś poznamy następcę Millera, na specjalnej konferencji prasowej tuż po spotkaniu Obamy z premierem Turcji Recepem Tayyipem Erdoganem dziennikarze będą mogli zadać prezydentowi USA kolejne pytania. Jeszcze wczoraj Kirsten Kukowski, rzeczniczka Komitetu Krajowego Partii Republikańskiej zadała jedno retoryczne: – Jeśli Obama rzeczywiście o aferach z IRS i podsłuchiwaniem pracowników AP dowiedział się z mediów, to kto kieruje tym statkiem w Białym Domu? Prezydenta skrytykowali za brak szybszego działania w tych sprawach jego partyjni koledzy parlamentarzyści. Robert Gibb, były sekretarz prasowy Białego Domu, zażądał powołania dwupartyjnej komisji złożonej z byłych wyższych urzędników urzędu podatkowego do zbadania kwestii politycznego nacisku w przypadkach kontroli organizacji pozarządowych. Gibb delikatnie skrytykował swojego byłego szefa za zbyt – jego zdaniem – pasywny język Obamy na poniedziałkowej konferencji. Inny do niedawna pretorianin Baracka Obamy, David Axelrod, również ocenił działania administracji jako ”mało agresywne”. Rzecznik prezydenta Obamy Jay Carney zakwestionował obie opinie, jego zdaniem ingerencja w pracę Departamentu Sprawiedliwości byłaby “całkowicie niewłaściwa”, podobnie jak wgląd w pracę niezależnej agencji jaką jest IRS.
W Kongresie trwają kolejne przesłuchania Republikanów w sprawie ataku w Benghazi, atmosfera w Waszyngtonie przed konferencją i zapowiadanymi nominacjami, a może i dymisjami, nader gorąca. Koniec tygodnia w polityce amerykańskiej zapowiada się pasjonująco.
Tekst i zdjęcie
Sławek Sobczak
meritum.us