Niemal cztery miesiące po opublikowaniu obszernej relacji z Polski dotyczącej powrotu do Starego Kraju trzech Polek, które zdecydowały się po kilkunastu latach pobytu w Chicago na reemigrację, dziennik “Chicago Tribune” ponownie przyjrzał się mieszkańcom kraju nad Wisłą. Tym razem mieszkańcom Szczecina i ich relacjom z niemieckimi sąsiadami.
Narratorem opowieści o życiu obojga narodów, Niemców i Polaków w pasie przygranicznym są polscy mieszkańcy… Niemiec. Tak, tak, to nie pomyłka, choć gdy Polska wchodziła do Unii Europejskiej mówiło się, że będzie dokładnie odwrotnie. Dziś, jak mówi w materiale Christiana Lowe i Grzegorza Szymanowskiego biznesmen Zbigniew Sawicki, nasi rodacy kupują tysiące domów po niemieckiej stronie Odry. Śpiące pruskie miasteczka zamieniają się w polskie enklawy. Nie przypomina to jednak najazdu polskiej siły roboczej w Irlandi czy Anglii, gdzie Polacy w poszukiwaniu pracy osiedlali się masowo. Polacy kupują niemieckie domy i mieszkania ale pracują w 90 proc. przypadków u siebie!
Agent nieruchomości Radoslaw Popiela ocenia, że już w 80 proc. dokonywanych transakcji po niemieckiej stronie w rejonie Szczecina zaangażowani są nasi rodacy. Głównym powodem jest oczywiście różnica cen; jeśli w Szczecinie za 2-pokojowe mieszkanie trzeba dać ok. 90 tys. euro to za te pieniądze można kupić domek z ogródkiem po niemieckiej stronie. Autostradą ze Szczecina można w godzinę dojechać do Berlina, podróż do Warszawy zajmuje 5 i pół godziny!
Dla wielu Niemców Stettin, bo taka jest germańska nazwa miasta, gdzie urodziła się Zofia Fryderyka Augusta Anhalt-Zerbst, późniejsza słynna caryca Katarzyna II Wielka, a które jest polskie dopiero od 1945 roku, to okoliczne centrum handlowe i finansowe. Tu się Niemcy leczą, robią zakupy, chodzą do opery i filharmonii lub na kawę do Starbucksa, bo we wschodnich landach to rzadkość. W niemieckich szkołach tworzone są polskie klasy, pogranicze to przykład sąsiedzkiej współpracy w miejscu, gdzie kiedyś przebiegała kulturowa granica pomiędzy starą i nową Europą.
Dzisiaj wyludnione rejony wschodnich Niemiec straszą tak jak w Rosow, ruinami pojedynczych domów z kamienia. Polacy kupują nieruchomości i życie szybko wraca tu do normy. W Rosow już połowa populacji to Polacy, w przedszkolu 1/3 dzieci mówi po polsku. Choć dynamika wzrostu ekonomicznego w Polsce siadła to wciąż jest lepsza od niemieckiej.
– Szczecin to dla nas nadzieja – “CT” cytuje Franka Gotzmanna, szefa lokalnego samorządu przy granicy polsko-niemieckiej, którego wizytówki wydrukowane są po polsku i po niemiecku. Napływ Polaków powoduje, że rosną na potęgę parafie rzymskokatolickie, a protestanckie w większości kościoły niemieckie pustoszeją po wyjeździe młodych do zachodnich landów. Półmilionowy Szczecin nie ma odpowiednika po niemieckiej stronie, dlatego miasto przyciąga biznesmenów z Niemiec, zachodni sąsiedzi są w stolicy województwa zachodniopomorskiego drugimi po Cypryjczykach inwestorami.
Na pograniczu polsko-niemieckim niewiele rzeczy może już dziwić, wycieczki szkolne ze Szczecina odwiedzają zoo w Ueckermunde, a niemieccy piekarze pieką typowo polski chleb. Napisy dwujęzyczne po obu stronach granicy są normą, zamknięte do niedawna niemieckie szkoły znów tętnią życiem – dziwi się “Chicago Tribune” w materiale z 15 maja: “Polish city offers lifeline to struggling German neighbors”.
Może lektura amerykańskiej prasy przekona polonijnych niedowiarków w Chicago, ogłupionych kretyńską propagandą co poniektórych „redaktorów”, że Polska w 2013 to kraj sukcesu (no, może połowicznego bo kryzys się czai), a Niemcy to nie czyhający na naszą ziemię najeźdźcy tylko sąsiedzi i partnerzy w biznesie.
S. Sobczak
meritum.us