Wczorajszy “Guardian” doniósł, że rząd amerykański zbiera ogromną liczbę połączeń telefonicznych od przynajmniej jednego operatora. Jest nim największa w USA firma tego typu, Verizon Wireless z siedzibą w Basking Ridge w stanie New Jersey.
Administracja Baracka Obamy przyznała, że zbiera zapisy telefonicznych rozmów od jednego operatora co wywołało oczywistą debatę nad prywatnością w wolnym ponoć kraju. Angielski periodyk opublikował kopię tajnego nakazu sądowego zobowiązującego Verizon do dostarczania NSA informacji o numerze telefonu, lokalizacji rozmówców i długości połączenia.
Na dobrą sprawę nikt nie wie po co służbom miliony danych. Jak pokazuje dotychczasowe doświadczenie tak duża baza danych może nowemu wysublimowanemu oprogramowaniu pomóc w połączeniu i w wykryciu osób podejrzanych o terroryzm.
Choć nie ma mowy o ujawnianiu treści sytuacja dla administracji Białego Domu jest niewesoła. Rzecz dotyczy rozmów biznesowych ale nikt w Stanach nie jest teraz pewny, iż jego rozmowa nie jest podsłuchiwana i nagrywana. Afera z Verizon to kolejna, po inwigilacji telefonów dziennikarzy agencji Associated Press i nadgorliwej kontroli IRS organizacji pozarządowych związanych z Republikanami, sprawa wstydliwa dla Waszyngtonu. Zgodnie z obietnicami Baracka Obamy sytuacja miała ulec zdecydowanej poprawie. Jak się okazuje, jest dokładnie odwrotnie.
Sławek Sobczak
meritum.us