Lato będzie prawdopodobnie dobrym okresem dla rynku realnościowego.

Wskaźnik S&P/Case-Shiller wskazuje  wzrost cen domów w Chicago w kwietniu o 2,7 proc. w porównaniu do marca. W skali roku to już 9,3-procentowa zwyżka cen. Ceny domów osiągnęły poziom notowany w naszym mieście w czerwcu 2001 roku, czyli tuż przed zakupowym szaleństwem, które wywindowało ceny posesji na niebywale wysoki poziom, a co skończyło się – jak wiemy – brutalnym przebiciem spekulacyjnej bańki. Średnia cena apartamentu w kwietniu wzrosła o 4,1% w porównaniu do poprzedniego miesiąca i o 10,6% w porównaniu do kwietnia 2012 r.

Po raz pierwszy od 8 miesięcy lokalny rynek wyraźnie odżył ale daleko “Wietrznemu Miastu” do skoku jaki zanotowały inne aglomeracje amerykańskie. I tak w Las Vegas w ujęciu rocznym ceny domów poszybowały w górę o 22,3 proc., w Los Angeles o 18,8 proc., a w San Francisco aż o 23,9 proc.

Czyżby szykował się kolejny nienaturalny i spekulacyjny manewr deweloperów czy to naturalna reakcja wygłodniałego biznesu rynku? Indeks uwzględnia sytuację w 20 miastach, średnia podwyżka w tych metropoliach cen nieruchomości w kwietniu to 2,5 proc., a w skali roku  12,1 proc. Takie indeksy przyrostu cen nasze domy i mieszkania miały na początku 2004 roku. Wówczas był to rekord windowanych cen nieruchomości nienotowany od 1987 roku. Musimy jednak pamiętać, że aktualne ceny nieruchomości są niższe o 27 proc. w porównaniu do szczytu ze środka lata 2006 roku. Jedynym dużym miastem, które w ostatnich miesiącach nie odnotowało znaczącej poprawy na rynku realnościowym jest Detroit ale i tam jest dużo lepiej niż do niedawna, bo ceny podniosły się do maja o 20 proc. w porównaniu z końcem kwietnia ub. roku.

ss

meritum.us