Niewielu jest w Chicago Polaków, którzy zrobili tak dużo dla Polonii jak Janusz Kus. Rzeszowianin z pochodzenia, imigrant z wyboru, był od ponad 30 lat rejestratorem życia naszej grupy etnicznej.
Jego firma JWK Video Film Production wystartowała w styczniu 1983 roku, na długo zanim zaczęły działać na polonijnym rynku polskojęzyczne stacje radiowe czy telewizyjne. Jubiler z zawodu, filmowiec z pasją dokumentalisty, spędził w słynnej piwniczce swojego domu w Palatine tysiące godzin montując filmy usługowe, teledyski bądź własne programy.
Nie znam w “Wietrznym Mieście” nikogo, kto miałby do Janusza jakieś pretensje, a znam wielu, którym pomógł, często bezinteresownie. Nie wyobrażam sobie teraz Balu Amarantowego bez jego ekipy, nowożeńcy planujący swoje święto też już nie mogą na niego liczyć. Odszedł Janusz od nas w kwiecie wieku, niedawno przekroczył dopiero 50-tkę. Choroba zmogła Go, choć niewielu nawet wiedziało jak dzielnie z nią walczył. Johan – bo tak go nazywaliśmy – pozostawił żonę i dwie nastoletnie córki, którym ciężko teraz będzie żyć bez Niego. Ale i my, jego przyjaciele, koledzy i znajomi przeżywamy chwile przepojone bólem po stracie tego jakże życzliwego światu człowieka. Ofiarował swoje ciało instytucjom naukowym i to była decyzja, która ludzi z Jego kręgu znajomych nie zdziwiła. Bo Janusz Kus był człowiekiem żyjącym dla ludzi, Jego podejście do świata cechowała empatia i życzliwość.
Straszliwa pustka pozostała po Twoim odejściu Johan. Spoczywaj w pokoju.
Sławek Sobczak
meritum.us