Pół wieku po wystąpieniu Kinga Afroamerykanie nadal walczą o swoje prawa

28 sierpnia 1963 roku podczas Marszu na Waszyngton Martin Luther King Jr. wygłosił swoje słynne przemówienie „I Have a Dream”.

Przez cały tydzień w Waszyngtonie odbywają się uroczystości upamiętniające wydarzenie sprzed pół wieku. Jest co celebrować. W ciągu pół wieku czarni uzyskali lepszy dostęp do edukacji. Dziś 18 proc. Afroamerykanów powyżej 25. lat to absolwenci college’ów, a aż 85 proc. z nich kończy szkoły średnie, podczas gdy pół wieku temu tylko co czwarty. Przedstawiciele mniejszości piastują wysokie stanowiska w administracji, Kongresie i sądownictwie, a najdobitniejszym dowodem zmiany mentalności Amerykanów był wybór w 2008 roku pierwszego w historii USA czarnoskórego prezydenta Baracka Obamy i jego reelekcja cztery lata później. Przyczyniła się do tego również tzw. „akcja afirmacyjna” promująca przyjmowanie na uczelnie i do pracy przedstawicieli mniejszości. Wywołuje jednak ona ogromne kontrowersje, nie tylko dlatego, że – jak twierdzą konserwatyści – preferencje są formą „odwróconej” dyskryminacji, ale także dlatego, że ma ona wywoływać wśród Afroamerykanów postawy roszczeniowe.

Walka o równouprawnienie jednak się nie skończyła – podkreślają w tym tygodniu przedstawiciele czarnej mniejszości. Przypominają o ciągle istniejących w wielkich miastach gettach i dużo większym odsetku Afroamerykanów żyjących poniżej progu ubóstwa. Ekonomiczne dysproporcje są wciąż ogromne. Stopa bezrobocia wśród czarnych utrzymuje się od lat na mniej więcej dwukrotnie wyższym poziomie niż w przypadku białych mieszkańców USA.

Rasizm w USA też się nie zakończył, a większość Afroamerykanów wciąż skarży się na gorsze traktowanie z powodu koloru skóry. „Znajdujemy się z pewnością w przełomowym momencie” – mówi „Rz” Rinku Sen, wydawca nowojorskiego magazynu „Colorlines”. I przypomina o licznych problemach mających rasowy podtekst, które chcą rozwiązywać duchowi spadkobiercy MLK. Tylko tego lata organizacje reprezentujące mniejszości protestowały przeciwko wprowadzeniu restrykcyjnego prawa wyborczego w Karolinie Północnej, które może uniemożliwić wielu czarnym mieszkańcom stanu wzięcie udziału w głosowaniu.

O tym, że napięcia na tle rasowym nie wygasły, świadczy także sprawa śmierci Trayvona Martina – czarnoskórego17-latka zabitego przez innego mieszkańca Florydy George’a Zimmermana na terenie zamkniętego osiedla. Sprawcę śmierci chłopaka uniewinniono, ku oburzeniu afroamerykańskiej mniejszości, domagającej się złagodzenia obowiązującego na Florydzie tzw. Stand for Your Ground Law, dającego właścicielom niemal nieograniczone prawo obrony własnej posiadłości.

Sukces ruchu o równouprawnienie próbują powielać także inne grupu etniczne. Ostatnio aktywiści w walce o reformę imigracyjną i amnestię dla 11 milionów nielegalnych imigrantów otwarcie nawiązują do przesłania Martina Luthera Kinga. Analogii można wskazać co najmniej kilka. Walka o legalizację ma – podobnie jak w przypadku walki o równouprawnienie – podtekst rasowy. Ogromną większość „nieudokumentowanych cudzoziemców” – jak nakazuje nazywać nielegalnych imigrantów poprawność polityczna – stanowią Latynosi, głównie przybysze z Meksyku i Ameryki Środkowej.

Podobnie jak pół wieku wcześniej Afroamerykanie ruch na rzecz poprawy bytu imigrantów zwraca uwagę na ich dyskryminację i wyzysk. Jednak przeciwnicy szerokiej amnestii połączonej ze ścieżką prowadzącą do naturalizacji zwracają uwagę na fundamentalną różnicę – w odróżnieniu od ruchu murzyńskiego sprzed półwiecza o uznanie praw walczą obecnie ludzie niebędący obywatelami USA, którzy na dodatek złamali prawo, przedostając się do Stanów Zjednoczonych przez zieloną granicę, bądź pozostając w Ameryce po wygaśnięciu wizy.

Tomasz Deptuła

Rzeczpospolita