Polska społeczność w Chicagolandzie wstrząsana jest od czasu do czasu tragediami z udziałem jakiegoś naszego rodaka. Ostatni przypadek przebił jednak wszystko co wydarzyło się w ostatnich kilkunastu latach, z zabójstwem rodziców przez nastolatka narkomana włącznie.
Alfreda Giedrojć przyjechała do USA w 1983 roku. W międzyczasie została obywatelką Stanów Zjednoczonych choć z językiem angielskim wciąż była na bakier. Kilka dni temu w bestialski sposób zamordowała swoją pięciomiesięczną wnuczkę. Vivian Summers zginęła od ciosów kowalskim młotem, miała też poderżnięte gardło. Lekarzom ze szpitala Advocate Christ Medical Center nie udało się niemowlaka uratować.
Bestialskiego czynu dokonała 61-letnia Giedrojć gdy została sama z dzieckiem w domu w Oak Lawn. Mąż zabójczyni Bill wraz z zięciem udali się do domu syna Giedrojciów naprzeciwko by pomóc przy remoncie posesji. Szalona babcia, która planowała swój czyn, na co wskazuje ukryty wcześniej w szafie młot, uderzyła nim wnuczkę kilkakrotnie w korpus i głowę, a gdy dziecko płakało udała się do kuchni po kuchenny nóż i poderżnęła niemowlęciu gardło. Kilka godzin później Vivian zmarła.
Alfredzie Giedrojć po przesłuchaniu w areszcie w Bridgeview postawiono już zarzuty morderstwa pierwszego stopnia bez prawa zwolnienia za kaucją. Policja odmawia na razie odpowiedzi na pytania o motyw zbrodni czy o zdrowie psychiczne kobiety.
Sąsiedzi rodziców zamordowanej dziewczynki, mieszkających w Bolingbrook, mówią o ich wielkiej radości po narodzinach, z kolei mieszkający obok rodziny Giedrojciów opowiadają o kompletnym zaskoczeniu bo nic nie wskazywało na to, iż Alfreda zostanie okrutną morderczynią własnej wnuczki.
Dramat rodziny jest oczywiście ogromny, bezmiar cierpienia tych ludzi jest trudny do wyobrażenia.
S. Sobczak
meritum.us