Gospodarka amerykańska dodała w październiku 204 tysiące miejsc pracy, a stopa bezrobocia wyniosła 7,3 proc. – podało dziś Ministerstwo Pracy.

Dane zaskoczyły ekspertów spodziewających się, zwłaszcza po 16-dniowym zamknięciu rządu, maksymalnie 125 tysięcy nowych etatów. We wrześniu przyrost wyniósł 148 tys. i wydaje się więc, że amerykańska gospodarka rośnie w siłę i czas najwyższy na działania Rezerwy Federalnej ograniczające wpompowywanie co miesiąc dziesiątek nowo wydrukowanych dolarów w rynek. Złą wiadomością jest wypadnięcie z rynku pracy kolejnych tysięcy Amerykanów, wskaźnik ich udziału spadł do 62,8 proc. i jest najniższy od marca 1978 roku. Etat straciło 8 tys. pracowników rządowych, natomiast najwięcej – bo 53 tys. osób – znalazło zatrudnienie w przemyśle rozrywkowym i hotelarstwie. Handel detaliczny dorzucił 44 tys. miejsc pracy, tyle samo obsługa biznesu i profesjonalistów. Przemysł zatrudnił tylko 19 tys. osób. Wzrosły płace w budownictwie, średnia przepracowanych godzin w tygodniu wynosi wciąż 34,4, zarobek wzrósł o 2 centy za godzinę pracy.

Tyle suchych liczb, które oczywiście nie pokazują całości złożonej sytuacji w USA. Na przykład parlamentarzyści: Tom Harkin z Iowa i George Miller z Kalifornii zaproponowali podniesienie płacy minimalnej, która miałaby zminimalizować straty powstałe przez inflację. I tak przez trzy kolejne lata płaca rosnąć miałaby o 95 centów na godzinę, dziś minimalne wynagrodzenie wynosi 7,25 dolara za godzinę. Wiele stanów ustaliło swoje limity, w Illinois to $8,25, w poniektórych innych wynosi:

•    Arizona – $7,80
•    Kolorado – $7,78
•    Floryda – $7,79
•    Missouri – $7,35
•    Montana – $7,80
•    Ohio – $7,85
•    Oregon – $8,95
•    Rhode Island – $7,75
•    Vermont – $8,60
•    Waszyngton – $9,19

Zdaniem prezydenta Baracka Obamy minimalne wynagrodzenie powinno wynosić $9,00. Podnoszenie wynagrodzenia w Stanach Zjednoczonych naprawdę pomaga tylko związkom zawodowym, które ściągając haracz z pracowników rosną w siłę. Nikt przy zdrowych zmysłach nie da uczniowi szkoły średniej „dychy” za przewracanie kotletów czy smażenie frytek, a trzeba pamiętać, że minimalną płacę wprowadzono właśnie po to by małolatów nie wykorzystywały przeróżne hamburgerownie i sklepiki. Prawdziwa wartość naszej pracy i tak jest weryfikowana przez zatrudniających nas i nic tego nie zmieni, przynajmniej w normalnym świecie. A czy będzie tak dalej?

O zmiany wołają amerykańscy celebryci, żądają radykalnego zmniejszenia społecznego rozwarstwienia czyli na dobrą sprawę redystrybucji dobra narodowego. Gwiazdy amerykańskiej polityki, estrady czy filmu głośno krzyczą o niesprawiedliwości desygnując wielkie sumy na poparcie ulubionej Partii Demokratycznej co w przypadku spełnienia ich życzeń zaowocuje ich… bankructwem. Wychowani w wolnym rynku otrzymują za swoją działalność, role czy występy miliony dolarów nie zdając sobie sprawy co to jest socjalizm, za którym tak optują. Otóż kochane głuptasy! Dostaniecie 800 dolarów za nagranie płyty (w PRL 2400 zł dostawał polski artysta za nagranie longplaya, ceny się zrównały, dolary były wtedy po 100 zł, ale niech będzie, że Amerykanie są najlepsi) i centa więcej. Wasze umiejętności zweryfikuje komisja ministerialna, za koncert też stała głodowa stawka. Aktorzy pójdą na etaty do teatrów, reżyserzy na pensje do zespołów filmowych, dzień zdjęciowy na planie płatny wg sztywnych stawek. Pokochacie Republikanów po tygodniu i więcej wam po głowach ideały równości i braterstwa chodzić nie będą.

Na koniec krótka lista największych sympatyków socjalizmu w USA i ich majątek netto:

–  George Soros – $23 mld
–  Oprah Winfrey – $2.9 mld
– Ted Turner – $2.0 mld
– Jeffrey Katzenberg – $860 mln
–  Madonna  – $600 mln
–  Mariah Carey – $510 mln
– Jay Z –  $500 mln
– Tom Hanks – $350 mln
– Barbra Streisand –  $340 mln
– Al Gore – $300 mln
– Beyonce – $300 mln

To najbogatsi na liście, na której są same znane nazwiska: Spielberg, Redford, Freeman, DiCaprio, Midler, Aniston, Fonda, Smith, Clooney, Penn i inni z sercem po lewej stronie popierają reformy Obamy nie zdając sobie sprawy, że właśnie piłują gałąź, na której wcale wygodnie siedzą. No cóż, przy gaży 20 mln dolarów za rolę, film czy płytę nie wypada nie martwić się o los przeciętnej rodziny amerykańskiej, która ma roczny dochód brutto  $66,740. A że tyle w/w wydają na przyjęcie bądź na zakupy to już  zupełnie inna historia.

Sławomir Sobczak

meritum.us