Opinia publiczna w Stanach Zjednoczonych z dużym zaciekawieniem oczekiwała na wyrok sądu w Bostonie w sprawie imigracyjnej wujka Baracka Obamy.

Pochodzący z Kenii Onyango Obama to 69-letni przyrodni brat ojca prezydenta. Do Stanów Zjednoczonych Onyango Obama przybył jako nastolatek w 1963 roku, jako uczeń elitarnej szkoły pod Bostonem. Do 1970 roku przebywał w USA na wizie studenckiej starając się o stały pobyt w Ameryce. W latach 80. za kłamstwo odkryte w dokumentach, a dotyczące wykonywanej pracy, odmówiono mu prawa do posiadania „zielonej karty” i poproszono niechcianego gościa o opuszczenie kraju. Do obowiązku deportacyjnego Onyango Obama się nie dostosował. Sprawa wróciła gdy pana Onyango złapano na jeździe na podwójnym gazie w 2011 roku. Działo się to we Framingham, w stanie Massachusetts, gdzie pracował przez ponad 11 lat w sklepie spożywczym. Po jego aresztowaniu miał rzekomo powiedzieć policji: – Myślę, że zadzwonię do Białego Domu. Prezydentem w Stanach był już jego bratanek i choć panowie nie utrzymują specjalnie bliskich kontaktów obroną starszego z nich zajęli się pierwszorzędni prawnicy. Wg nich poprzedni adwokat imigracyjny O. Obamy spaprał sprawę i fakt, iż spędził większość swojego życia w Stanach Zjednoczonych przemawia na jego korzyść. Starszy już pan dostał wyrok w zawieszeniu i prawo do pracy do czasu rozstrzygnięcia apelacji.  Sprawę rozpatrywał sędzia Leonard Shapiro, ten sam, który zadecydował w 2010 roku o przyznaniu azylu dla ciotki prezydenta Obamy Zeituni Onyango. Miała ona prze sądem stwierdzić, że była w niebezpieczeństwie w rodzinnej Kenii z powodu eskalacji przemocy politycznej w tym kraju.

Tym razem sędzia Shapiro wydając pozytywny wyrok w sprawie wujka prezydenta powołując się na przepisy imigracyjne pozwalające na wydanie „zielonej karty” przybyszom przed 1972 rokiem, jeśli wykażą się perfekcyjnym  prowadzeniem się i naturalnie płacili podatki. Wzięto więc pod uwagę nienaganne zachowanie Onyange (poza DUI oczywiście) i dobrą opinię wśród sąsiadów i deportacja wujowi prezydenta już nie grozi.

Tym z Państwa, którzy wymarzonego dokumentu nie mają, a co nieco na sumieniu i owszem, odradzam starania o stały pobyt bez konsultacji z dobrym adwokatem. No, chyba że macie w rodzinie senatora, kongresmena czy daj Boże prezydenta. Wtedy załatwicie każdą – jak widać – sprawę w tym kraju.

Sławomir Sobczak

meritum.us