Zimno, zimniej, syberiada!!! – tak niektórzy już próbują stopniować coraz większe mrozy w Chicagolandzie; równocześnie fale śnieżyc i zaraz po nich okrutnego zimna, które zresztą mocno dają w kość także ponad 100 milionom osób na całym terenie północy Stanów Zjednoczonych.
W sobotę i niedzielę (4-5 stycznia) non-stop padał w “Wietrznym Mieście” i okolicznych miasteczkach śnieg, którego w sumie pokrywa wyniosła w różnych miejscach co najmniej stopę, czyli ponad 30 cm. Spowodowało to ogromne utrudnienia komunikacyjne, z niemal całkowitym paraliżem chicagowskich lotnisk. Tylko w niedzielę na O’Hare i Midway odwołano 1.200 lotów. Wiele miejscowości praktycznie jest odciętych od świata. Wprawdzie ponad 300 pługów śnieżnych pracuje 24 godziny na dobę, ale priorytet mają drogi główne; autostrady i dojazdowe, boczne pozostają na razie dokumentnie zasypane.
Z niedzieli ma poniedziałek cały Środkowy Zachód nawiedzi fala polarnego mrozu znad Arktyki. Synoptycy przewidują, że w niektórych rejonach aglomeracji chicagowskiej 6 stycznia od wczesnego poranka do południa temperatury odczuwalne mogą osiągnąć mało wyobrażalny poziom nawet -52 stopni Fahrenheita, czyli -47 Celsjusza!!!
Czy jest to rekord wszech czasów? Trudno dać jednoznaczną odpowiedź, ale najprawdopodobniej nie. Mianowicie rekordowe minusowe temperatury z przeszłości to nie były tzw. odczuwalne. Dzisiejszej nocy według ponadczasowego pomiaru na skali na pewno nie będzie poniżej -20 F (-29 C), a przykładowo 20 stycznia 1985 r. odnotowano aż -27 stopni Fahrenheita (-33 C). Historycznie za najdotkliwszą zimę uważa się tę z 1983 roku.
W poniedziałek zostały odwołane zajęcia szkolne w całym Illinois (a także w sąsiednich Minnesocie, Wisconsin i Indianie). Władze stanów Nowy Jork i New Jersey ogłosiły stan wyjątkowy.
Lekarze ostrzegają, iż tak niskie temperatury oznaczają śmiertelne zagrożenie dla zdrowia. Mianowicie gdy mamy poniżej -15 F może dojść do hipotermii czyli wychłodzenia organizmu zakończonego zgonem. Starajmy się więc w bezpiecznych, ciepłych miejscach przetrzymać na pewno pierwszy aż tak ostry i chyba równocześnie ostatni tej zimy atak polarnego mrozu. Od najbliższego czwartku temperatury mają oscylować wokół 32 stopni F, czyli w granicach zero Celsjusza.
Na marginesie naszych iście syberyjskich mrozów pojawia się – ot, tak, mimochodem – małe pytanko: w której to dokumentnie zasypanej przez puch śnieżny miejscowości skrył się noblista od globalnego ocieplenia Al Gore (czytaj także tu)? Tenże polityk Partii Demokratycznej, były wiceprezydent USA, na straszeniu Ameryki – a przy okazji świata całego – zagrażającym ludzkości wzrostem temperatur zarobił setki milionów dolarów. No tak tylko przy okazji, jako że chodziło słynnemu już altruiście przede wszystkim o ostrzeżenie całej niebieskiej planety, a Gore’owe inwestowanie w zieloną energię w sumie to nie ma większego znaczenia. Podług naszego ekologicznego wizjonera sprzed dekady, teraz wzdłuż chicagowskiej plaży miały rosnąć okazałe palmy. Gore-wróż co nieco się pomylił, jako że mamy syberyjskie mrozy zamiast florydzkich czy kalifornijskich palmowych promenad, za to jednak kasa się zgadza. Przynajmniej naszego bohatera i jego kolegów po fachu, czyli całej bandy klimatycznych ocieplaczy.
Tekst i zdjęcia
Leszek Pieśniakiewicz
meritum.us