Mocno daje w kość mieszkańcom Chicagolandu obecna zima. Fakt, iż niemal pół Ameryki cierpi z powodu mrozów i śnieżyc, jednakowoż małe to pocieszenie. W dodatku że akurat w “Wietrznym Mieście” w styczniu mamy chyba najgorsze z możliwych zimowe falowanie.
Po rekordowym mrozie (7 stycznia br. temperatura odczuwalna spadła do nawet -44 Celsjusza w niektórym miejscach aglomeracji chicagowskiej) choćby -31 C z dzisiejszej nocy nie wydaje się aż tak wielką tragedią. Zresztą kolejna noc (z czwartku na piątek) ma być jeszcze mroźniejsza, jako że synoptycy zapowiadają temperaturę dochodząca do -7 stopni Fahrenheita, a odczuwalną -26 F (-22C/-32 C). Ocieplenie ma mieć miejsce od piątku w południe do niedzieli (do zera Celsjusza), a od poniedziałku, 27 stycznia, od nowa polka, czyli spadek do temperatur poniżej -20 st. C. A nasze pogodowe falowanie polega niestety na tym, iż gdy jest nieco cieplej natychmiast pada śnieg, co przy ustawicznym w Chicago wietrze tworzy zadymki. Gdy biały puch pada dłużej jakiekolwiek przemieszczanie się stanowi prawdziwą drogę przez mękę. Stąd gdy bardzo zimno – źle, a gdy nieco cieplej – wcale nie lepiej. Niestety zresztą w najbliższych dniach ogólnie lepiej się nie zapowiada. Meteorolodzy zapowiadają przez najbliższe 10 dni ciągłe pogodowe falowanie.
Pozostaje więc nam tylko zamiast narzekać powtarzać hasło: Byle do wiosny! W końcu przecież zima musi się skończyć. I oby nastąpiło to jak najszybciej…
Tekst i zdjęcia
Leszek Pieśniakiewicz
meritum.us