Zima w Chicago nie popuszcza powodując olbrzymie kłopoty komunikacyjne i podnosząc ogólny poziom stresu u mieszkańców aglomeracji do granic wytrzymałości.
Wczorajsze upiorne opady śniegu paraliżujące miasto w popołudniowych godzinach szczytu komunikacyjnego wysforowały tegoroczny sezon na piąte miejsce najbardziej śnieżnych zim w historii Chicagolandu. Wczorajsza burza, której towarzyszyły silny wiatr i błyskawice oraz dwa cale padającego śniegu na godzinę, ograniczyły widoczność gdzieniegdzie do kilkudziesięciu metrów. Wczorajsze pięć cali białego puchu dało nam już w tym sezonie w sumie 67 cali śniegu co pozwoliło “pobić” rekord z przełomu lat 1951-52. Od kiedy w “Wietrznym Mieście” mierzy się temperatury i opady – czyli od roku 1884 – tylko trzy razy zdarzyło się by w Chicago i okolicach spadło ponad 70 cali śniegu. Tegoroczny sezon jest więc piątym najgorszym zimowym okresem w historii Chicagolandu i niestety tu się jeszcze może sytuacja zmienić tylko na gorsze, choć trudno to sobie znękanym wiecznym odśnieżaniem i mrozami mieszkańcom nieformalnej stolicy Środkowego Zachodu wyobrazić.
A nie było wczoraj wracającym po pracy do domu wesoło, czasy przejazdów na autostradach i drogach szybkiego ruchu potroiły się, na obu lotniskach chicagowskich odwołano prawie tysiąc lotów. Pozamykano wiele szkół, odwołano zajęcia popołudniowe, choć tu ruch był niewielki ze względu na federalne święto. Najgorzej było na międzystanowych drogach 55 i 57, gdzie widoczność spadła niemal do zera i doszło do kilkunastu kraks, które zablokowały zjazdowe rampy. Na lotnisku DuPage County z pasa startowego zsunął się mały prywatny odrzutowiec, ale na szczęście nikomu z siedmiu osób przebywających na pokładzie nic się nie stało.
Walące wczoraj pioruny tworzą co prawda efekt niezłego horroru, ale zapowiadają – zdaniem synoptyków – nadejście fali cieplejszego powietrza na co czekają mieszkańcy Chicago z utęsknieniem.
Sławomir Sobczak
foto: Leszek Pieśniakiewicz
meritum.us