Niemiła niespodzianka spotkała na chicagowskim lotnisku O’Hare w ubiegły piątek kanadyjskiego bluesmana Harry’ego Manxa. Wśród bagaży miał swą drogocenną gitarę, którą wnet po wylądowaniu zobaczył na karuzelowej taśmie wśród dziesiątek walizek. Zdążył się obrócić po wózek i… instrument przepadł jak kamień w wodę.

Muzyk od razu popędził na policję, a że daleko nie miał, szybko po przejrzeniu taśm z monitoringu okazało się, kto sobie pudło z gitarą przywłaszczył. Złodziejem okazał się niemłody już czarnoskóry mężczyzna, który udał się z łupem do kolejki CTA. Spodziewając się powrotu przestępcy policjanci zwracali szczególną uwagę na strefę wydawania bagaży do której – jak Państwo wiecie – można wejść z zewnątrz bez żadnej kontroli.

Już po trzech dniach 59-letni Anthony Hargrove pojawił się po kolejne złodziejskie trofeum. Mieszkaniec bardzo nieciekawej dzielnicy Chicago Back of the Yards z ograbiania podróżnych z ich bagaży uczynił bowiem swoje główne zajęcie. Po schwytaniu Afroamerykanina okazało się, że ma na sumieniu co najmniej dwie podobne do incydentu z gitarą kradzieże i dzisiaj, tj. w środę, za wszystkie odpowie w sądzie.

Manx po występach w Chicago grał w Wisconsin i wrócił do ojczyzny. Będąc w Montrealu dowiedział się o odnalezieniu ukochanego instrumentu. „Moja Veena znalazła się!” – ogłosił triumfalnie na Facebooku, a godzinę później złodziejowi postawiono oficjalnie zarzuty. Gitara jest dla muzyka bezcenna, wykonano ją na zamówienie w Indiach 20 lat temu. Zaraz po kradzieży Manx, mieszkający w Salt Spring Island na zachodnim wybrzeżu Kanady, powiadomił o tym fakcie znajomych na Facebooku. W ciągu dwóch dni jego post obejrzało  5,3 mln internautów, dostał też 5 tys. powiadomień.

Bluesman odbierze niedługo swoją gitarę, my wyciągnijmy z tej historii wnioski i na lotnisku nie spuszczajmy z naszych walizek wzroku. Bo dla niektórych przywożone z Polski oscypki i kiełbasy są nie mniej cenne jak gitara. Nawet robiona ręcznie w Indiach…

Sławomir Sobczak

meritum.us