Administracja burmistrza Rahma Emanuela by zapłacić bieżące rachunki i utrzymać w ruchu miejskie służby sprzedała kolejną porcję obligacji miejskich, tym razem za $883 mln.
Radni miejscy, których kadencja kończy się tak jak Emanuelowi w marcu przyszłego roku, w ub. miesiącu przeforsowali ustawę pozwalającą ratuszowi na zwiększenie zadłużenia i wydawanie pieniędzy z tej puli wg swojego uznania.
Rada miejska autoryzowała również podwojenie – do miliarda dolarów – puli pożyczek krótkoterminowych, czegoś na rodzaj miejskiej kardy kredytowej. Z tego konta idą pieniądze na zaległe wynagrodzenia, przeróżne ugody i codzienne świadczenia miasta za usługi.
Prawie pół miliarda dolarów będzie niestety wyżej oprocentowane, gdyż posłużą obsłudze krótkoterminowych pożyczek, za to tegoroczny dług będzie przepchnięty na przyszły rok. Krótkoterminowe pożyczki są opodatkowane, więc inwestorzy odbiją sobie straty w następnych ratach. Część obligacji posłuży do spłaty bieżących zobowiązań, które są efektem przekładania płatności z roku na rok. Taka polityka doprowadzić musi do podniesienia podatków przez miasto bądź do cięć w ratuszu i w systemie emerytalnym pracowników miejskich.
Sytuacja jest naprawdę niewesoła, analitycy “Chicago Tribune” policzyli, że tylko przez sprzedaż 30-letnich obligacji na 6,3 proc. Chicago zawiśnie na haku z długiem wartości $412 mln wg dzisiejszej wartości dolara. Przez 23 lata spłacać będziemy tylko tzw. principal, przez ostatnie dwa lata spłacimy aż $210 mln pożyczki.
Nowe długi dołączą do $7 mld obciążenia, które już istniało. Większy dług od Chicago per capita w Stanach Zjednoczonych ma tylko Nowy Jork.
Sławomir Sobczak
foto: Leszek Pieśniakiewicz
meritum.us