Porażka z Filadelfią rozpoczęła tegoroczny sezon spotkań na stadionie Wrigley Field. Słynny stadion jest zaledwie jednym z dwóch w Major League Basseball, które mają „setkę” na karku.
Przez obiekt przewinęło się przez te sto lat ok. 141 mln osób. Głównie grają tu w palanta – o, przepraszam: uprawiają baseball – ale ja sam byłem tu kilkanaście razy, choć tylko raz na meczu pałkarzy, a poza tym były to koncerty i mecze piłki nożnej.
Stadion zaprojektował Zachary Davis, służył początkowo zespołom Feds i Whales, od samego dnia otwarcia, czyli od 23 kwietnia 1914 roku na obiekt zaplanowany na 14 tys. osób przychodziło o kilka tysięcy więcej chętnych, a dalsze setki stały przed obiektem sycąc się atmosferą spotkań wszak w owych latach nie było telewizji, a nawet radia. Budowa stadionu pochłonęła 250 tys. dolarów, kwotę znaczną na początku XX wieku. Właścicielem parku przy skrzyżowaniu ulic Addison i Clark był restaurator Charles “Lucky Charlie” Weeghman, a już rok po otwarciu stadionu stworzył korporację, która wykupiła od Charlesa P. Tafta za 500 tys. dolarów prawa do grającej na zachodnim przedmieściu Chicago drużyny Cubs. Inwestorem był król gumy do żucia William Wrigley, którego nazwiskiem w 1926 roku nazwano obiekt i tak pozostało do dziś. Stadion piękniał przez lata, w 1927 dodano górne trybuny, dziesięć lat później ściany zewnętrzne spowiły winorośla. W latach trzydziestych i osiemdziesiątych przeprowadzono na obiekcie generalne remonty, dziś stadion mieści 41 tys. kibiców i znów nadaje się do renowacji. Na stadionie kręcono filmy (m.in. “The Blues Brothers”, “Ich własna liga” i “Bezsenność w Seattle”) pisano o nim książki. Autorem dwóch z nich jest Stuart Shea, który opisuje m.in. kapitalne posunięcia biznesowe Weeghmana, twórcy „Piątków dla pań” czy specjalnych dni dla amerykańskich Greków bądź Niemców. Oprócz promocji były też donacje ze sprzedanych biletów, tak było latem 1915 roku po katastrofie wycieczkowego statku na rzece Chicago, gdzie zginęło 812 osób.
Weeghman był też pierwszym właścicielem klubu, który pozwolił kibicom na zatrzymanie piłki, jeśli ta powędrowała na trybuny.
Na Wrigley Field występowała w latach 1921–1970 footballowa drużyna Chicago Bears, kilka lat temu rozegrano spotkanie hokeistów z NHL Chicago Blackhawks – Detroit Red Wings.
Wrigley Field odwiedza jednak publiczność dla baseballowej drużyny Chicago Cubs. Na mecze przychodzi dwa razy mężczyzn niż pań, średnia wieku wynosi 43 lata. Aż 73 proc. bywalców nie mieszka w Chicago, niebywałe, ale 37 proc. kibiców pochodzi spoza naszego stanu. Drużyna Cubs grając na Wrigley Field nigdy nie zdobyła mistrzostwa MLB, jedyny tytuł, w 1908 roku zdobyła na boisku West Side. Klątwa kozła, o której pisałem już kilkakrotnie wciąż działa. 20 kwietnia 2016 roku minie dokładnie sto lat od pierwszego meczu “Niedźwiadków” na obiekcie imienia twórcy imperium gumy do żucia, może ta rocznica zniesie urok rzucony na klub? A może wcześniej sami pałkarze Cubs zmienią los i pokażą, iż nie bez kozery najbardziej lubiany obok New York Yankees baseballowy zespół na świecie ma tylu sympatyków?
Sławomir Sobczak
meritum.us