… sprawili naszym “Jastrzębiom” oraz ich licznym fanom w dzisiejszy wieczór w United Center “Królowie” z Los Angeles. W pojedynku o dwóch krańcowo różnych odsłonach goście rozgromili obrońców Stanley Cup 6:2.
Biorąc pod uwagę przebieg 2/3 czasu meczowego można nawet pokusić się o stwierdzenie, iż w aby niewiele ponad 18 minut Kings wylali na głowy Blackhawks kubeł lodowatej wody. Koniec pięknej serii 7 z rzędu zwycięstw w tegorocznej fazie playoffs we własnej hali stał się faktem, mimo że długo wcale na to się nie zapowiadało. Pewna postawa naszego bramkarza, bardzo uważna a równocześnie agresywna gra w defensywie i frontalne przechodzenie do ofensywy – ten model się sprawdzał. Najpierw Nick Leddy a później Ben Smith doprowadzili do stanu 2:0 a goście przypominali bezzębnego lwa. Niby mieli minimalną przewagę na tafli, oddali zbliżoną do naszego zespołu ilość strzałów ale nijak to się nie materializowało w rezultacie potyczki. Gdybanie w sporcie jest z gruntu rzeczy niezdrowe, trudno jednak nie zadać sobie pytania, czy zespół Darryla Suttera przegrywając 0:3 doszedłby do siebie odwracając role. A tak mogło się stać jeśliby Brent Seabrook wykorzystał “setkę” przy stania 2:0 dla Hawks. Konia z rzędu jednak temu, kto mógł przewidzieć, iż będzie to kluczowy moment środowego spotkania.
Gdy nasi zawodnicy powoli szykowali się na zjazd do szatni po 2. tercji niespodziewanie w zamieszaniu podbramkowym Justin Williams skierował krążek łyżwą (bez ruchu nogą, gol prawidłowy) w stronę naszej bramki a ten między parkanami Corey’a Crawforda wpadł do siatki. Absolutnie przypadkowa bramka, która niespodziewanie odmieniła obraz meczu. Goście poczuli wiatr w plecy rzucając się od początku 3. tercji do ataku, a nasz zespół pogubił się totalnie. Zaczęły się mnożyć błędy w defensywie, wcześniej świetnie funkcjonująca chicagowska maszyna uległa zatarciu na całej linii, czyli jakby piach dostał się we wszystkie jej trybiki. W poczynania “Jastrzębi” wdarł się chaos, a przejawem nerwowości był choćby błąd przy zmianie formacji. Nota bene “Królowie” tę grę w przewadze wykorzystali, chyba wtedy właśnie rozpoczynając rzeź niewiniątek. Bo tak – niestety – to wyglądało. Jeff Carter trzykrotnie umieszczał krążek w siatce bramki Crawforda, Jake Muzzin i Tyler Toffoli dopowiedzieli resztę co oznaczało zdobycie 5 goli w ciągu 15 minut! Dramat!
Był to mecz o dwóch skrajnie różnych obliczach, scenariuszu, jaki na tym poziomie rozgrywek przytrafia się niezmiernie rzadko. A gracze obu drużyn zaserwowali oglądającym potyczkę szaloną huśtawkę nastrojów. Niestety w finale wprowadzając chicagowskich fanów hokeja w dobijające przygnębienie.
W serii jest więc remis, a teraz dwa mecze w “Mieście Aniołów”. Nie ma jednak co płakać nad rozlanym mlekiem, Joel Quenneville musi natychmiast zmobilizować swoich podopiecznych, którzy powinni jak najszybciej zapomnieć o niefortunnej dzisiejszej wpadce. I w Los Angeles pokazać na co ich naprawdę stać…
KONFERENCJA ZACHODNIA:
CHICAGO BLACKHAWKS – LOS ANGELES KINGS 2:6 (1:0, 1:1, 0:5)
1-0 Leddy (1. gol w playoffs, podczas gry w przewadze) asysta: Keith 14.16 min.
2-0 Smith (2.) asysty: Bollig i Oduya 21.40 min.
2-1 Williams (6.) asysty: Richards i King (3) 38.14 min.
2-2 Carter (5., podczas gry w przewadze) asysty: Doughty i Voynov 41.37 min.
2-3 Muzzin (4., podczas gry w przewadze) asysty: Martinez i Gaborik 44.04 min.
2-4 Toffoli (5.) asysty: Pearson i Carter 48.59 min.
2-5 Carter (6.) asysty: Pearson i Greene 54.44 min.
2-6 Carter (7., do pustej bramki) bez asysty: 56.29 min.
Strzały na bramkę: 31-25 na korzyść Kings.
W poprzednim meczu:
CHICAGO BLACKHAWKS – LOS ANGELES KINGS 3:1
seria: 1-1
Kolejny mecz w sobotę, 24 maja, w Staples Center w Los Angeles, początek 7 pm (transmisje telewizyjne na kanałach: CBC, NBC, RDS)
KONFERENCJA WSCHODNIA:
MONTREAL CANADIENS – NEW YORK RANGERS 2:7, 1:3
seria: 0-2
Leszek Pieśniakiewicz
meritum.us