Przez ostatni rok chicagowianie rozmawiali głównie o pogodzie. Od ubiegłorocznego lata wszystko się z aurą w “Wietrznym Mieście” poplątało, jesienne deszcze i koszmarna półroczna zima spowodowały, że z nadzieją wypatrywaliśmy wiosny i lata.

Tymczasem po najzimniejszym w historii okresie od grudnia do marca i trzecim najśnieżniejszym sezonie zimowym mamy wciąż tylko nadzieje na poprawę pogody, która wciąż płata figle. W Chicago jest właśnie jak w San Francisco, w kończącym się czerwcu były na razie 32 godziny potężnej mgły, to czterokrotnie więcej niż wynosi średnia – donosi National Weather Service.

Temperatura wody w jeziorze Michigan poraża chętnych kąpieli, zamiast średniej dla końca czerwca, która wynosi 62°F mamy 40 stopni! Jak ma być jednak inaczej jeżeli słońca jak na lekarstwo, a akwen w zimie był w 93 proc. pokryty lodem? Mamy tu jednocześnie rozwiązanie iście angielskich mgieł nad miastem, dzieje się tak z powodu wschodnich wiatrów, które napędziły nad zimne jezioro gorące wilgotne powietrze.

Dziś jednak kończy się okres kapryśnego początku lata, czeka nas gorący weekend z temperaturą ponad 90  stopni Fahrenheita. Długoterminowe prognozy meteorologów mówią jednak o zimniejszym niż zwykle okresie letnim, choć szef służb meteo Gino Izzy dodaje, że tu on i jego koledzy często się mylą.

W każdym bądź razie dyskusje o wpływie globalnego ocieplenia na nasze samopoczucie nie milkną, skończą się pewnie gdy przyjdą dojmujące upały i zaczniemy narzekać, że jest za gorąco!

Sławomir Sobczak

foto: Leszek Pieśniakiewicz

meritum.us