Dla bardziej skrupulatnych rozszerzmy tytułowe stwierdzenie na liczbę mnogą. Wszak trudno wyrokować czy bramki w dwóch dzisiejszych meczach 1/8 finału padały na 60 czy 120 albo i ciut więcej sekund do gwizdka sędziów kończących regulaminowy + doliczony czas gry. Podkreślmy: gole decydujące. W potyczce Holandii z Meksykiem wtedy stało się oczywiste, iż dla rewelacyjnych w Brazylii El Tri ostatnia minuta będzie równocześnie oznaczała ostatnią niedzielę na mundialu, w meczu Kostaryki z Grecją trafienie dla tych drugich wydłużyło spotkanie aż do serii rzutów karnych.
W Brasil 2014 mamy precedens, który być może stanie się kiedyś regułą a nie ewenementem. Jako że niektóre mundialowe potyczki – chodzi konkretnie o trzy miasta na północy kraju (Fortaleza, Recife i Natal) i jedno w Amazonii (Manaus) – rozgrywane są w iście piekielnych warunkach arbitrzy zarządzają jedną lub dwie ponad regulaminowe mini-przerwy. Tak jak to miało miejsce dzisiaj w trakcie pojedynku Holandii z Meksykiem na Arena Castelão w Fortaleza. Jako że w Europie też chcą oglądać transmisje na żywo w przyzwoitych dla Starego Kontynentu porach spotkania muszą być rozgrywane czasami w najgorszych dla piłkarskich spektakli godzinach. Choćby rzeczone rozpoczynało się o 1 po południu. Przy temperaturze około 100 st. F i wilgotności dochodzącej do 90 procent. Czyli wręcz chicagowskie warunki z letnich miesięcy, przeciętnie na przestrzeni lat. Tylko że u nas raczej nikt wtedy nie gania po boisku za piłką. 67.037 zgromadzonych na trybunach widzów topiło się w tropikalnym skwarze, co dopiero mieli powiedzieć główni aktorzy na murawie. Stąd i dodatkowe przerwy w grze stały się koniecznością, bo mogło dojść do udarów.
I długo te czynniki obiektywne wyraźnie determinowały poczynania obu zespołów. Pierwsza połowa potyczki toczyła się jakby w “replay’u” czyli nieco zwolnionym tempie. Obustronne ostrożne poczynania, żeby nie powiedzieć: lękliwe, bez – szczególnie charakterystycznych dla Oranje – szarż na pełnej szybkości. Inna sprawa, że szybko odniesiona kontuzja przez Nigela de Jonga (9. minuta) odebrała podopiecznym Louisa van Gaala właśnie ten ich dotychczasowy atut na obecnych mistrzostwach. Wypadł z gry libero, który tak pięknie wcześniej uruchamiał parterów z przodu, szczególnie prostopadłymi podaniami. Orajne rozbili wrażenie, jakby nieco po omacku szukali nowego sposobu na sforsowanie defensywy El Tri. Tak naprawdę walka faktycznie się rozpoczęła dopiero 48. minucie, kiedy to Giovani Dos Santos soczystym uderzeniem wyprowadził zespół prowadzony przez Miguela Herrerę na prowadzenie. 1:0 i do odrabiania strat ruszyli “Pomarańczowi”. Z każdą minutą z coraz większym animuszem. Zresztą wodą na młyn w tym dziele była gołym okiem widoczna zmiana taktyki Meksykanów. Zdaje się, że wtedy ich selekcjoner przypomniał sobie, że nosi to samo nazwisko co słynny w latach 60. i 70. ubiegłego wieku Helenio. Nakazując swoim podopiecznym realizowanie catenaccio, którego twórcą był właśnie Helenio Herrera. Czyli skomasowaną obronę ze sporadycznymi kontratakami. I to był błąd, zabójczy błąd! Południowcy (tutaj w rozumieniu: Latynosi) jakby mają w genach zakodowaną fantazję oraz improwizację stąd w ofensywie czują się jak ryba w wodzie. Zimna, wykalkulowana postawa połączona z absolutną dyscypliną nie leży po prostu w ich naturze. Dla nich najlepszą formą obrony powinien być więc atak. A tu Miguel Herrera zadysponował obronę Częstochowy. To nie mogło skończyć się dobrze, szczególnie, że Holendrzy w samej końcówce imponowali kondycją (opowieści o ich świetnym motorycznym przygotowaniu do Brasil 2014 nie były czczymi przechwałkami). Guillermo Ochoa w bramce Meksyku znów prezentował się doskonale, tylko ile razy można ratować swój zespół w beznadziejnych sytuacjach? Przy potężnym uderzeniu zza linii pola karnego Wesley’a Sneijdera w 88. minucie był absolutnie bez szans. 1:1 i druga w tym mundialu dogrywka? Tak bez wątpienia sądzili wszyscy obserwatorzy mającego skrajnie różne dwie odsłony spotkania tylko nie gracze w pomarańczowych trykotach. Oni bowiem poszli za ciosem. W 94. minucie po starciu Arjena Robbena z Rafaelem Marquezem finałem aktorskiego popisu tego pierwszego był rzut karny. Klaas-Jan Huntelaar pewnie wykorzystał “jedenastkę” dokonując wyroku na Meksykanach. 2:1 dla Holendrów, po chwili końcowy gwizdek arbitra, Oranje w ćwierćfinale! Rozdzieranie szat z lamentami jaka to wielka krzywda spotkała El Tri miałoby uzasadnienie, gdyby nie doszło także w przedłużonym czasie – ale pierwszej połowy – do faktycznego faulu w obrębie pola karnego też na Robbenie, tylko że wtedy boiskowy rozjemca nie wskazał na “wapno”. Wyszło więc trochę na jedno, chociaż żadna z tych pomyłek arbitra nie powinna mieć miejsca.
Drugi pojedynek niedzieli już mniej ekscytował, jako że na Arena Pernambuco w Recife zmierzyły się rewelacja mundialu – ekipa Kostaryki z mordercami (bo i zabijają piękno gry) piłki nożnej – Grecją. Pierwsi są sensacją mistrzostw, mając już na koncie wygrane z Urugwajem i Włochami oraz remis z Anglią, drudzy prezentują od lat antyfutbol, regularnie mając w głębokim poważaniu stronę estetyczną. Stąd też 41.242 zgromadzonych na stadionie widzów mogło być zaskoczonych dramaturgią tego pojedynku. Hellada wyszła z grupy kopiąc bardziej rywali po kostkach niż piłkę i dzisiaj aż do 52. minuty spotkania zespół Fernando Santosa czynił podobnie. Grecki rygiel przestał obowiązywać dopiero po zdobyciu kuriozalnego gola przez Bryana Ruiza. Tocząca się wręcz ślamazarnie piłka totalnie zamurowała tak obrońców jak i greckiego golkipera Orestisa Karnezisa. Wszyscy zamarli w pomnikowych pozach a futbolówka majestatycznie wturlała się do bramki. Od tego momentu Grecy zaczęli grać, a nie tylko bronić. Ruszyli do ofensywy pokazując, że w ataku wcale nie są najgorsi. A ich przewaga była wręcz przygniatająca od 66. minuty, kiedy to za drugą żółtą kartkę opuścił plac gry Oscar Duarte. Grający w dziesiątkę Kostarykanie bronili się heroicznie aż w końcu – na sekundy do końca – pękli. Sokratis Papastathopoulos w 91. min. spotkania wyrównał z najbliższej odległości i arbiter zarządził dogrywkę. Słaniający się na nogach podopieczni Jorge Luisa Pinto cudem przetrzymali napór rywali i zwycięzcę musiał wyłonić konkurs karnych. Gracze Los Ticos byli bezbłędni, na 5 prób 5 razy umieszczając piłkę w siatce. Z kolei ich bramkarz Keylor Navas wybronił jedną “jedenastkę” stając się bohaterem meczu i chyba całej Kostaryki. Kolejna sensacja mundialu stała się faktem.
Kostaryka w ćwierćfinale zmierzy się z Holandią.
Leszek Pieśniakiewicz
* Holandia – Meksyk 2:1 (0:0)
0:1 dos Santos 48
1:1 Sneijder 88
2:1 Klaas-Jan Huntelaar (karny) 90+4
Holandia: Jasper Cillessen – Paul Verhaegh (56 Memphis Depay), Ron Vlaar, Stefan de Vrij, Daley Blind – Dirk Kuyt, Nigel de Jong (9 Bruno Martins Indi), Georginio Wijnaldum – Arjen Robben, Wesley Sneijder, Robin van Persie (76 Klaas-Jan Huntelaar).
Meksyk: Guillermo Ochoa – Francisco Rodriguez, Rafael Marquez, Hector Moreno (46 Diego Reyes) – Paul Aguilar, Hector Herrera, Carlos Salcido, Andres Guardado, Miguel Layun – Oribe Peralta (75 Javier Hernandez), Giovani dos Santos (61 Javier Aquino).
Żółte kartki: Aguilar, Marquez, Guardado (Meksyk).
Sędziował: Pedro Proenca (Portugalia).
* Kostaryka – Grecja 1:1 (0:0, 1:1, 1:1), rzuty karne 5:3
1:0 Ruiz 52
1:1 Papastathopoulos 90+1
Kostaryka: Keylor Navas – Oscar Duarte, Giancarlo Gonzalez, Michael Umana, Cristian Gamboa (76 Johnny Acosta), Celso Borges, Yeltsin Tejeda (66 Jose Miguel Cubero), Junior Diaz, Bryan Ruiz, Christian Bolanos (84 Randall Brenes), Joel Campbell.
Grecja: Orestis Karnezis – Vasilis Torosidis, Konstantinos Manolas, Sokratis Papastathopoulos, Jose Holebas, Giannis Maniatis (78 Konstantinos Katsouranis), Georgios Karagounis, Andreas Samaris (58 Konstantinos Mitroglou), Dimitrios Salpingidis (68 Theofanis Gekas), Lazaros Christodoulopoulos, Georgios Samaras.
Żółte kartki: Samaris, Manolas – Duarte, Tejeda, Granados, Ruiz, Navas.
Czerwona kartka: Duarte (66 – za drugą żółtą).
Sędziował: Benjamin Williams (Australia).
LP
meritum.us