Kto nie przeżył sztormu na jeziorze Michigan będąc na pokładzie jachtu ten nie wie jak niebezpieczne jest pływanie po tym ogromnym i głębokim akwenie. Mnie przydarzyło się to kilka lat temu i od tej pory ze współczuciem przyjmuję kolejne relacje o wywróconych i sponiewieranych łódkach.

Taką przygodę miał 19-stopowy jacht Blue Fish, który uciekając przed burzą został powalony falą tuż przy wejściu do portu. Wiatr miał prędkość 40 węzłów i na szczęście dla trójki mężczyzn na pokładzie na taką sytuację była przygotowana jednostka ratownictwa morskiego chicagowskiej straży pożarnej cumująca przy Monroe Harbor. Z wody podjęto dwóch panów w średnim wieku, nie trzeba było im nawet udzielać pomocy medycznej. Skończyło się na strachu, ale przestrzegam przed wodą, w tym sezonie mieliśmy już wiele przypadków utonięć.

Kilka dni temu o włos od tragedii było na tym samym jeziorze, tyle że w Zatoce Green Bay w powiecie Door w Wisconsin. Tam na wycieczkę kajakami zabrał mieszkaniec Highland Park Thomas Alter swoją ciotkę i jej syna. Silny wiatr zepchnął wodniaków daleko od brzegu, którzy noc spędzili na wzburzonych falach jeziora Michigan. Na szczęście śmigłowiec kanadyjskich Sił Powietrznych Hercules wypatrzył nieostrożnych turystów i wysłany natychmiast helikopter  Straży Przybrzeżnej Delfin z bazy w Traverse City podjął pechowców ratując ich z wielkich tarapatów. W akcję ratunkową zaangażowanych było wiele jednostek służb ze stanów Wisconsin i Michigan oraz wiele osób cywilnych zaalarmowanych przez właściciela wypożyczalni sprzętu wodnego po tym jak trójka śmiałków nie wróciła na noc. Na szczęście Alter i pozostała dwójka nie opuścili kajaków i mieli na sobie kamizelki ratunkowe, nie mieli jednak ani radia, ani lokatora alarmowego i nie mogli sami poprosić o pomoc.

Do końca lata jeszcze daleko, wybierając się nad wodę, dużą czy małą, zachowajcie Państwo ostrożność, o nieszczęście jest bowiem bardzo łatwo, a akcja ratownicza nie zawsze kończy się pełnym sukcesem.

Sławomir Sobczak

foto: Leszek Pieśniakiewicz

meritum.us