“Nie chcem ale muszem”

Wprawdzie do wyborów nowego burmistrza Chicago teoretycznie jeszcze sporo czasu (24 lutego 2015 r.), niemniej teraz jest już odpowiednia chwila na rozpoczęcie kampanii przez potencjalnych kandydatów.

Skończyło się więc krygowanie oraz kokietowanie opinii publicznej i na pewno aktualny włodarz “Wietrznego Miasta” Rahm Emanuel nie doczeka się reelekcji przez aklamację. Wprawdzie jest ostro krytykowany za sposób sprawowania władzy i efekty – a bardziej ich brak – czyli spowolnienie gospodarki, narastającą przemoc na ulicach czy otwarty konflikt ze związkami zawodowymi (nauczycielskimi przede wszystkim) niemniej do tej pory oficjalnych kontrkandydatów nie miał. Do tej pory, wszak skończyła się już gra pozorów.

Głównym oponentem rządów Emanuela jest nie od dziś szefowa związku zawodowego chicagowskich nauczycieli Karen Lewis, która jednak cały czas zarzekała się, że jej krytyka burmistrza nie ma żadnego związku z ewentualnym zgłoszeniem swojej osoby do wyborów. Ta korpulentna i nie przebierająca w słowach kobieta w wieku – powiedzmy – późnobalzakowskim kokietowała opinię publiczną niczym nastolatka, co to chce ale boi się… Gdy jednak inny wahający się, alderman z 2. Wardy, demokrata Robert Fioretti praktycznie (bo oficjalnie też jeszcze się kryguje) zgłosił swoją kandydaturę, 61-letnia Lewis zdaje się podporządkowywać Wałęsowskiej maksymie “nie chcem ale muszem!”. Sztandarowa postać związków zawodowych nie tylko w samym Chicago, ale i w całym Illinois założyła konto na swój fundusz wyborczy wpłacając $40 tysięcy – notabene sama sobie – tym samym ewidentnie wchodząc na ring wyborczy. Niby ta suma w porównaniu z aktualnym stanem konta wyborczego Emanuela (ponad 8 milionów dolarów) wydaje się śmieszna, ale to dopiero początek wyścigu. Ogólnoamerykański związek nauczycieli już zadeklarował wspomożenie pani Karen kwotą jednego miliona “zielonych”, co chyba oznacza uruchomienie strumienia gotówki. Czyli zapowiada się zażarta walka o burmistrzowski fotel, gdy zadecyduje się przyszłość “Wietrznego Miasta”.

O ile Fioretti to wielka niewiadoma (ma startować jako niezależny kandydat) i chyba raczej postać robiąca li tylko za tło faktycznego pojedynku to pozostała dwójka oznacza skrajnie różną politykę. I to we wszystkich dziedzinach życia. Czekamy na kandydata republikanów wszak głosowanie: Emanuel bądź Lewis będzie dla mieszkańców Chicago jedynie wyborem mniejszego zła. Zalety i wady aktualnego burmistrza “Wietrznego Miasta” dobrze znamy, z drugiej strony poglądy rezolutnej przewodniczącej lokalnych belfrów mogą wręcz przerażać. To co głosi pani Lewis to nie jakiś program quasi-socjalistyczny – to nowatorska odmiana czystego komunizmu. Ewentualne rządy tej pani wcześniej bądź później (chociaż chyba raczej wcześniej) doprowadziłyby do dobicia lokalnego biznesu. Ciekawe, ale skrajnie populistyczna retoryka Karen Lewis stoi w jawnej sprzeczności z jej stanem posiadania: trzy rezydencje, roczne zarobki przekraczają znacznie $200 tysięcy, trwały majątek szacowany na co najmniej milion dolarów. Dodatkowe opodatkowanie najbogatszych rezydentów “Wietrznego Miasta” musiałoby być zrealizowane przy pewnej klauzuli. Czyli z wyłączeniem jej samej oraz pewnie kolegów związkowych milionerów.

Generalny wniosek: Boże chroń Chicago przed panią Lewis bo pozornej równości, której wypadkową będzie totalny upadek “Wietrznego Miasta” nikt rozsądny nie pragnie. Już dużo lepsza będzie reelekcja Emanuela, a najlepiej, aby stery po 80 latach przerwy przejął jakiś zdecydowany przedstawiciel Partii Republikańskiej. Najwyższy czas na generalne, zdroworozsądkowe i wolnorynkowe porządki!

tekst i zdjęcie

Leszek Pieśniakiewicz

meritum.us