Ciągle i wciąż spotykam ludzi których: albo boli fakt, że 1 procent ludzi na świecie posiada tyle, iż pozostała część populacji zielenieje z zazdrości, albo takich, którzy zarzynają się, by do tego magicznego 1 procenta przynależeć.

Oczywiście tych drugich jest bardzo niewielu z racji sum jakie trzeba zarabiać by się do grona bogaczy dostać. Czy rzeczywiście są to grube miliony? Okazuje się, że niekoniecznie, aczkolwiek wciąż mówimy o rocznych dochodach dla większości mieszkających w Stanach Zjednoczonych z gatunki science fiction.

Mapa USA z kwotami w poszczególnych stanach kwalifikującymi nas do elity elit  jaką opublikował “Business Insider” wskazuje, iż różnie to wygląda: w Idaho wystarczy mieć zarobek w wysokości 274 tys. dolarów, w Montanie o 6 tys. więcej i już jesteśmy „jednoprocentowi”. W Waszyngtonie D.C. niestety musimy rocznie zarabiać 688 tys. zielonych by przynależeć do finansowego kręgu wtajemniczenia. Mapa generalnie wskazuje rejony, gdzie mieszkają krezusi i obszary środka oraz biedy. Najlepiej pod względem zarobków wychodzą stany północno-wschodnie, poza stolicą to: Connecticut ($642 tys.), Nowy Jork ($511 tys.) i New Jersey ($504 tys.). W Illinois by poczuć się snobem i patrzeć z góry na szarych obywateli nie obdarzonych talentem do zarabiania fortuny potrzebnych jest 413 tys. dolarów, czyli tylko 20 tys. mniej niż w takiej Kalifornii na przykład.

A jak się ma to badanie Minnesota Population Center’s IPUMS do wyników ankiety Cenzus Bureau 2012 dotyczącej średniego dochodu rocznego amerykańskiej rodziny? Tu dopiero widać wielką różnicę w zasobach najbogatszych i nawet średniej klasy, o biedocie nie wspominając. Przeciętna familia w Missisipi ma bowiem do dyspozycji $37.095, w Arkansas $40.112, a w Alabamie $41.574 podczas gdy w New Jersey średni dochód na gospodarstwo domowe to aż $69.667, a w Dystrykcie Kolumbia to $66.583. W Krainie Lincolna, czyli u nas średnia na rodzinę wynosi $55.137, a więc i tu jesteśmy w czołówce.

Wnioski? Znalezienie się w gronie najbogatszych wciąż jest bardzo trudne, ale realne. W książce “Goniąc amerykański sen” autor Mark Rank dowodzi, że 20 proc. mieszkających w Stanach Zjednoczonych w czasie kariery zawodowej trafia – choćby na krótko – do grupy 2 procent najbogatszych. O dziwo, by znaleźć się w gronie krezusów potrzebne są coraz mniejsze dochody, w 2000 r. średnia amerykańska na przynależność do elity 1 procenta wynosiła $440 tys., dziś to „tylko” 335 tys.

No, ale jak się nam uda wspiąć na szczyt w swoim stanie i w Ameryce pozostają jeszcze finansowe Himalaje czyli wejście do elity światowej, a to już nie przelewki. Pół procenta światowej populacji dysponuje bowiem 35 proc. globalnego bogactwa, a miliarderzy z pierwszej setki najbogatszych na kuli ziemskiej posiadają więcej niż połowę zasobów finansowych całej ludzkości. Uważasz, że „greedy is good”? Bierz się do roboty!

Sławomir Sobczak

meritum.us

grafika: Business Insider