Początki ostatnich meczów Chicago Blackhawks nie należały do najlepszych. Chicagowianie tracili gole w pierwszych minutach tych spotkań seryjnie i musieli później straty te odrabiać.
W czwartkowy wieczór w Minneapolis, w pojedynku z miejscowymi Wild, zaczęło się lepiej, gdyż pomimo dwóch sporych błędów w obronie Hawks bramki nie stracili. Nie dość, że nie stracili to jeszcze sami objęli prowadzenie. Przy biernej postawie bramkarza Wild, indywidualną akcję celnym strzałem zakończył Patrick Sharp. Równie istotna jak gol była bardzo dobra postawa Corey’a Crawforda, który w więcej niż paru sytuacjach uchronił chicagowian przed utratą bramki. Hawks podwyższyli wynik na 2:0 jeszcze przed pierwszą przerwą wykorzystując pięciominutową przewagę liczebną. Gola strzelił Patrick Kane przy asystach Richardsa i Toewsa.
Druga tercja nie zaczęła się najlepiej. Już po 63 sekundach Minnesota zdobyła kontaktowego gola. Niepilnowany przez nikogo na 5. metrze Jason Zucker pokonał Crawforda. W dalszej części tej tercji, jak i wcześniej, przewagę posiadali Wild, ale szczęście parokrotnie uśmiechnęło się do chicagowian (m.in. poprzeczka po strzale Vanka). W okresie dominacji gospodarzy Hawks nie potrafili złapać właściwego rytmu gry, a co gorsza – zaliczali zupełnie niepotrzebne kary (dwukrotnie Patrick Sharp). Cudem więc Hawks zjeżdżali po tej tercji do szatni prowadząc nadal 2:1.
Na ostatnią odsłonę meczu wyjechała inna ekipa Blackhawks. Akcje gości zaczęły się “kleić”, co w efekcie przyniosło więcej strzałów na bramkę Wild i w konsekwencji trzeciego gola dla Hawks.
Trójkową akcję Richards-Kane-Bickell strzalem pod poprzeczkę zakończył ten ostatni. Nadal nie był to jednak typowy poziom dla chicagowian, ale o wiele lepszy niż w pierwszych 40 minutach pojedynku. Gospodarze jednak rozegrali wczoraj mecz życia nie rezygnując i nadal groźnie atakując. W 54. minucie spotkania nastąpiła sytuacja, w której na ławce kar przebywali Oduya i Rozsival. Takiej okazji Minnesota nie zmarnowała i po piekielnie mocnym strzale Pominville’a zmniejszyła prowadzenie gości do jednego gola. Na odrobienie strat zabrakło już Wild czasu, a w dodatku na minutę przed końcem meczu do pustej bramki trafił Bickell.
Dwa punkty powędrowały więc niezasłużenie do Chicago, ale taki jest urok i przekleństwo hokeja. Corey Crawford tym razem zagrał znakomicie i to jemu Blackhawks zawdzięczają zwycięstwo 4:2.
* MINNESOTA WILD – CHICAGO BLACKHAWKS 2:4 (0:2, 1:0, 1:2)
0:1 Sharp (9. gol w sezonie) asysty: Rundblad i Shaw 5.08 min.
0:2 Kane (20., podczas gry w przewadze) asysty: Richards i Toews 16.19 min.
1:2 Zucker (15.) asysty: Pominville i Koivu 21.03 min.
1:3 Bickell (7.) asysty: Kane i Richards 46.20 min.
2:3 Pominville (9., podczas gry w przewadze) asysty: Vanek i Niederreiter 54.55 min.
2:4 Bickell (8.) asysty: Richards i Kane 59.00 min.
Strzały na bramkę: 44-20 na korzyść Wild
Leszek Zuwalski
meritum.us