O tym, że nawet z teoretycznie najsłabszymi drużynami, a do takich zalicza się dzisiejszy rywal Chicago Blackhawks – Arizona Coyotes, gra się najtrudniej, wiedzą wszyscy zawodnicy i kibice nie tylko hokeja, ale sportu w ogóle.
W składzie Coyotes nie brakuje znanych nazwisk, że wspomnieć Doana, Vermette, Yandle i Smitha, ale zespół “bez właściciela” (NHL nadal szuka chętnego nabywcy) w tym sezonie gra znacznie poniżej swoich możliwości. W jednej z najważniejszych statystyk indywidualnych, kategorii +/-, tylko jeden(!!!) zawodnik Arizony był do wczoraj na plusie – Tobias Rieder (po wtorkowym meczu jego konto spadło do “0”). Gdy dodamy do tego fakt, że jeszcze do niedawna jeden z najlepszych bramkarzy NHL – Mike Smith, ma średnią skuteczność obron zaledwie 88,7% to obraz drużyny gości nie jest malowany pastelowymi kolorami.
Co zaś się tyczy Blackhawks to przeżywający lekki kryzys chicagowianie nie wiedzieli do końca jak potoczą się losy wtorkowego spotkania. Czy będzie to “spacerek”, czy też walka o przetrwanie.
Wczoraj na lodowisku w United Center okazało się, że kryzys w Arizonie jest ogromny. Pod każdym hokejowym względem Coyotes byli po prostu tłem dla Hawks, którzy uwypuklili wszystkie słabe strony drużyny przyjezdnej.
Festiwal bramek rozpoczął, jak przystało na gospodarza domu, kapitan chicagowian Jonathan Toews, który strzałem w lewe okienko zakończył grę w przewadze liczebnej Hawks. Na 2:0 podwyższył Andrew Shaw po ładnym zwodzie tuż przed nosem Smitha.
W drugiej tercji gospodarze strzelili kolejne trzy bramki. Najpierw swojego 200. gola w lidze zdobywa Patrick Kane dobijając strzał Brada Richardsa. Następnie Teuvo Teravainen dobija skutecznie… swój własny strzał, a w ostatniej minucie tej odsłony gry Andrew Shaw wykorzystuje świetne zagranie Duncana Keitha i plasowanym strzałem pokonuje ponownie Smitha. Goście odpowiedzieli jednym trafieniem, Lucasa Lessio (pierwszy gol w NHL), po kontrze zapoczątkowanej błędem w strefie środkowej Michala Rozsivala, który oprócz tej jednej wpadki spisywał się w całym meczu bardzo dobrze. Wynik tego pojedynku na 6:1 ustala w 3. tercji David Rundblad.
Trudno jeszcze cokolwiek więcej pisać o tym bardzo jednostronnym pojedynku, gdyż goście po prostu nie podjęli dzisiaj walki i widać było, że chcą z lodowiska szybko zjechać do szatni. Bagaż goli nie był dla nich absolutnie ważny, co oczywiście nie umniejsza faktu, że Hawks rozegrali tym razem bardzo dobry mecz.
Dzisiaj, spotkaniem z Pittsburgh Penguins, chicagowianie rozpoczynają serię siedmiu meczów wyjazdowych, którą przerwie na krótko pojedynek gwiazd NHL (w najbliższy weekend w Columbus).
Wiadoma na pewno, że Hawks czeka w środowy wieczór dużo trudniejsze zadanie niż w minioną noc, ale miejmy nadzieje, iż chicagowianie będą kontynuować dobrą grę rozpoczętą właśnie wczoraj.
* CHICAGO BLACKHAWKS – ARIZONA COYOTES 6:1 (2:0, 3:1, 1:0)
1:0 Toews (14. gol w sezonie, podczas gry w przewadze) asysty: Kane i Sharp 6.53 min.
2:0 Shaw (7.) asysty: Teravainen i Bickell 12.48 min.
3:0 Kane (22.) asysty: Richards i Sharp 23.51 min.
4:0 Teravainen (2.) asysty: Bickell i Hjalmarsson 29.42 min.
4:1 Lessio (1.) asysty: Gagner i Yandle 37.54 min.
5:1 Shaw (8.) asysty: Keith 39.19 min.
6:1 Rundblad (2.) asysty: Kane i Richards 54.11 min.
Strzały na bramkę: 51-36 na korzyść Hawks
Leszek Zuwalski
meritum.us