Przed wtorkowym spotkaniem NHL pomiędzy Minnesota Wild i Chicago Blackhawks wielu kibiców hokeja zadawało sobie pytanie czy trzy wygrane z rzędu gospodarzy po meczu gwiazd to sprawa przypadku, czy faktycznie Wild wracają do formy z ubiegłego sezonu.
Pierwsze 10 minut pokazały, że 6 ostatnio zdobytych punktów to zasługa dobrej gry Minnesoty. Dwa uzyskane gole w tym okresie czasu (Koivu i Zucker) były tego efektem. Niestety w ich zdobyciu wydatnie pomogli sami chicagowianie, którzy seryjnie wręcz popełniali błędy w swojej strefie obrony, stwarzając tym samym znakomite sytuacje strzeleckie swoim przeciwnikom. Na domiar złego Hawks na tle gospodarzy wyglądali na wolniejszych, mniej agresywnych i niedokładnych. Co prawda druga część pierwszej odsłony meczu była już nieco lepsza, ale nie bardzo było widać w jaki sposób Hawks będą w stanie tego wieczoru doprowadzić do wyrównania.
Obawy o postawę chicagowian potwierdziły się w kolejnej części tego pojedynku. Tylko znakomitej grze Corey’a Crawforda Hawks mogli zawdzięczać fakt, że nie przegrywali większą różnicą bramek. Odnosiło się wrażenie, że zawodowcy (Wild) grają przeciwko amatorom (Hawks). Minnesota przeważała, ostrzeliwała i momentami nawet ośmieszała gości. Trudno doprawdy wytłumaczyć przyczynę takiej gry Hawks, którzy mierzą przecież w tytuł mistrzowski.
Wild jeszcze w drugiej tercji podwyższyło wynik meczu na 3:0 po bombie Granlunda, który przez nikogo nie atakowany, stał 5 metrów od chicagowskiej bramki. Po 40 minutach spotkania przewaga Wild w strzałach wynosiła 35 do14!!!
Jak było w trzeciej tercji? Nieco lepiej, ale tylko dlatego, że Minnesota poświęciła więcej uwagi na obronę korzystnego wyniku, a nie na jego podwyższanie.
Pojedynek zakończył się więc najmniejszym wymiarem kary dla Hawks i lepiej o tym meczu jak najszybciej zapomnieć. Martwi, obok przegranej i złej gry, brak skuteczności chicagowian, którzy w drugim spotkaniu z rzędu nie strzelili gola.
Miejmy nadzieję, że w meczu przeciwko Winnipeg Jets, z którymi Hawks w tym roku jeszcze nie wygrali, Blackhawks w końcu otrząsną się ze swojej niemocy.
* MINNESOTA WILD – CHICAGO BLACKHAWKS 3:0 (2:0, 1:0, 0:0)
1:0 Koivu (8. gol w sezonie) bez asysty 7.40 min.
2:0 Zucker (18.) asysty: Scandella i Koivu 10.00 min.
3:0 Granlund (5) asysta: Parise 34.12 min.
Strzały na bramkę: 43-24 na korzyść Wild
Leszek Zuwalski
meritum.us