Ataki terrorystyczne nie stanowią zagrożenia dla istnienia USA lub ładu światowego. Terroryzm jest jednym ze zjawisk współczesnego świata i w jego ocenie należy zachować proporcje: rozsądna i dostosowana do zagrożenia powinna być również odpowiedź na terroryzm.
Fareed Zakaria, publicysta CNN, goszcząc w swoim programie prezydenta Baracka Obamę poprosił go o ustosunkowanie się do zarzutów, że Biały Dom bagatelizuje zagrożenie, jakie dla Stanów Zjednoczonych stanowi terroryzm.
Obama stwierdził w odpowiedzi, że groźbę terroryzmu należy postrzegać w odpowiedniej perspektywie: jego zdaniem, ważne jest, by nie przydawać zbytniego znaczenia sieciom zamachowców. Uznał też, że grupy terrorystyczne nie stanowią śmiertelnego zagrożenia ani dla Stanów Zjednoczonych, ani dla ładu światowego.
Z deklaracją Obamy stało się to, co czeka niemal każde wystąpienie publiczne prezydenta USA: zaczęli używać sobie na nim kolejni eksperci i celebryci polityczni. Pomińmy na chwilę jego bezpośredni kontekst polityczny: istnieją bowiem inne ważne aspekty tego stanowiska, którym warto przyjrzeć się dokładniej.
O naturze terroryzmu
Chcąc, by dyskusja nad tymi kwestiami byłą jak najbardziej otwarta, powinienem już na wstępie zadeklarować: tak, podzielam stanowisko prezydenta i również przekonany jestem, że terroryzm nie zagraża istnieniu Stanów Zjednoczonych. Stratfor bronił tego stanowiska od dawna, nawet wówczas, gdy w lipcu 2007 r. polemikę z nim podjęła w swoich publikacjach Federalna Rada Wywiadu (National Intelligence Council). Nadal opowiadamy się za tym, by postrzegać groźbę terroryzmu we właściwej perspektywie. Nasze przekonanie czerpiemy nie tyle z oceny celów i możliwości podmiotów, które sięgają po metody terrorystyczne, co z refleksji nad istotą terroryzmu.
Terroryzm jako taki stanowi rodzaj taktyki, do której uciekają się grupy zbrojne niezdolne do rozpoczęcia rewolty lub prowadzenia wojny konwencjonalnej. Taktyka ta często stosowana jest jako sposób na podjęcie asymetrycznego konfliktu zbrojnego z silniejszym militarne przeciwnikiem. Z tego właśnie powodu w teoriach rewolucyjnych inspirowanych marksizmem, maoizmem lub dokonaniami Che Guevary terroryzm – innymi słowy podejmowane na niewielką skalę uderzenia w słabe punkty przeciwnika, motywowane politycznie – zwykle uznawany są za pierwszy etap działań zbrojnych, które doprowadzić mają do masowego zrywu.
Al Kaida i inne ugrupowania głoszące ideę dżihadu stosują mocno zbliżoną strategię, sięgając po akty terrorystyczne jako narzędzie kształtowania opinii publicznej poprzez „propagandę czynem”: założenie, że propagowanie poglądów za sprawą konkretnych działań jest skuteczniejsze niż za pomocą komunikatów w mediach społecznościowych czy nagrań na YouTube wywodzi się jeszcze z myśli anarchistycznej. Zamachy terrorystyczne pociągają za sobą nieraz wzrost poparcia dla „sprawy” terrorystów i skłaniają do powątpiewania w prawowitość zaatakowanych władz oraz ich zdolność do utrzymania porządku.
Terroryzm może więc stanowić początek fali przemocy rewolucyjnej; może też stanowić wsparcie trwającej rewolty lub konwencjonalnych działań zbrojnych, jeśli zdoła wytrącić przeciwnika z równowagi, rozproszyć go lub zachwiać jego morale, co najłatwiej osiągnąć atakując cele na zapleczu frontu. W taki właśnie sposób posługują się metodami terrorystycznymi talibowie w Afganistanie. Obrona „celów wrażliwych” przed tego rodzaju atakami wymaga zaangażowania nieproporcjonalnie dużych sił ludzkich i środków, jest jednak niezbędna, by uchronić zagrożoną populację przed sterroryzowaniem.
(…)
Scott Stewart
Stratfor
rp. pl
foto: Sławomir Sobczak
meritum.us
aby przeczytać całość kliknij tutaj