Gdzie na świecie najmniej zapłacimy za usługi fryzjerskie, a dokąd udać się na weekendowy wypoczynek wydając najmniej? Doroczne badanie Deutsche Bank i raport zwany Economist’s Big Mac index dają odpowiedź na te i wiele innych pytań nurtujących ciekawskich i spragnionych oszczędności.
Tak jak w poprzednich latach najtańszym krajem do zakupów okazały się Stany Zjednoczone, najdroższa znów jest zaś Australia, przy czym różnice pomiędzy tymi krajami zmalały. Potaniały znacznie Europa i Japonia, Indie są ponownie na końcu tabeli krajów ze znaczącą gospodarką i niewygórowanymi cenami.
Dla porównania wzięto ceny wielu towarów i usług, badanie mapy dla zakupowiczów przyniosło sporo niespodzianek, na przykład w USA można nabyć iPhona6 za $650, w Brazylii urządzenie jest niemal dwukrotnie droższe i kosztuje $1.254. Dzięki silnemu dolarowi Stany Zjednoczone pozostają ostoją rodzimej produkcji a powoduje to sytuację gdy za parę jeansów Levi’s 501 w Nowym Jorku trzeba wydać $54 gdy w Indiach tylko $34, w Kanadzie $43, ale w Singapurze już $103,3.
A wspomniane wcześniej strzyżenie? Męska głowa zostanie pozbawiona nadmiaru włosów za $2,4 w Delhi lub za $49,8 w Zurichu! Szokująca różnica?
To porównajmy cenę zakupu Volkswagen Golfa w Bombaju ($11.345), Moskwie ($14.092) i w Singapurze ($112.818)…
Za to bilet do kina kosztuje w Kuala Lumpur cztery dolary i jest pięć razy tańszy niż w Zurichu.
W Niemczech opłaca się natomiast studiować, na MBA wydają tu ok. jednej trzeciej tego co wymagają amerykańskie uniwersytety przy czym absolwentom oferowane są posady z pensjami sięgającymi 80-85 proc. tego co w USA.
Tani weekendowy wypad w świat? Nic nie pobije cen hoteli w Bombaju ($507), Tokio (nieoczekiwanie tylko $750 za trzy noce) czy Toronto ($755). Rada dla oszczędnych globtrotterów – omijajcie Sydney, gdzie za weekend w hotelu średnio zapłacicie szokujące $2.164, „London calling” $1.748, a Paryż żąda $1.530.
Ciekawa jest definicja badanej przez niemiecki bank randki: to przejażdżka taksówką, burger w McDonalds, do tego napój gazowany, dwa bilety do kina i… dwa piwa. Taki średnio jak dla mnie romantyczny wieczór najtaniej nas wyniesie w Bombaju (25), w Rio de Janeiro będzie dwa razy drożej, a Tokio ($103,5) czy San Francisco ($105) radzimy omijać pragmatykom i sknerom.
Oba badania opierają się na teorii parytetu siły nabywczej zakładającej kurs walutowy wyliczony w oparciu o porównanie cen sztywno ustalonego koszyka towarów i usług w różnych krajach w tym samym czasie, wyrażonych w walutach tych krajów. Po analizie niemieckiego banku, która ma zaledwie czteroletnią historię widać jak nieprecyzyjna jest to metoda, za przykład podawana jest Brazylia będąca jeszcze niedawno jednym z najdroższych rynków wschodzących na świecie z cenami wywindowanymi powyżej amerykańskich, a dziś po deprecjacji waluty zajmująca miejsca w tabeli raczej na poziomie krajów rozwijających się.
Brytyjski wskaźnik Big Maca od 1986 roku jest obliczany dla pięciu walut bazowych: dolara USA, chińskiego yana, japońskiego jena, brytyjskiego funta i unijnego euro. Za punkt odniesienia przyjęto cenę bułki z kotletem siekanym Big Mac w sieci barów McDonald’s z wyszczególnieniem na każde państwo; jeśli w danym kraju hamburger jest droższy niż w Ameryce to jego waluta jest przewartościowana.
Bank UBS wykorzystał tę metodę do obliczenia czasu pracy potrzebnego do zakupu buły w największych miastach świata, najszybciej zarabia się na Big Maca w Tokio, tylko w dziewięć minut, w Chicago 11, w Warszawie 36 minut.
Badanie Deutsche Bank obejmuje z kolei tak rozległe od siebie podmioty codziennego życia jak jazda taksówką, czesne na uczelni czy ubezpieczenie zdrowotne, ale i bezczelnie prenumeratę magazynu… Economist.
Wracając do kanapki z Maca średnia jej cena w Stanach Zjednoczonych to dziś $4,79, Chinach wynosi $2,77, a w Szwajcarii aż $6,38 co ponoć sugeruje, iż waluta Helwetów jest o 33 proc. przeszacowana. A dla mnie tylko po prostu niesmaczna…
Sławomir Sobczak
meritum.us
foto: thebraiser.com