Po wielu tygodniach poznaliśmy 45 prezydenta Stanów Zjednoczonych, którym zostanie Donald Trump, kandydat Partii Republikańskiej. Pomimo niekorzystnych sondaży przedwyborczych, dających zwycięstwo kandydatce demokratów Hillary Clinton cała pula poszła na konto republikanów. Oprócz powrotu republikańskiego prezydenta, partia zachowa większość w Izbie Reprezentantów oraz w Senacie. Trump wygrał w głównej mierze wśród konserwatywnych Amerykanów, którzy byli niezadowoleni rządami demokratów. Brak przewagi w sondażach można tłumaczyć „negatywnym” wizerunkiem kandydata. W trakcie przeprowadzania ankiety wiele osób mogło zatajać na kogo odda swój głos. Sytuacja przypomina sondaże w Polsce, które nie dawały szans na wygraną przedstawicielowi Prawa i Sprawiedliwości, Andrzejowi Dudzie. Nie bez znaczenia miały również ostatnie tygodnie i zamieszanie związane z dochodzeniem FBI w sprawie e-mail Clinton. Potwierdzeniem tego może być struktura osób, które decyzję o wyborze kandydata podejmowały w ostatnich tygodniach. Najwięcej zwolenników Trumpa zdecydowało się oddać na niego swój głos dopiero w październiku. Ostatnia prosta kampanii Republikanów przekonała znacznie więcej osób niż kampania Demokratów. W pozostałych zestawieniach, do zwolenników Trumpa zaliczały się osoby starsze, niechętne do imigrantów, bez wykształcenia. Część z tych cech można przypisać grupie „oburzonych”, którzy ze względu na pogarszającą się sytuację życiową, chcą radykalnych zmian i poprawy jakości życia. Wraz z liczeniem głosów można było zaobserwować zwiększoną zmienność na rynkach finansowych, chodź nie była ona tak nasilona jak w czasie „Brexitu”. Obawy przed wygraną Trumpa były nadmierne, a rynek dość szybko zaakceptował przyszłego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Niewiadomą jest jednak nadal jak będzie wyglądać polItyka Donalda Trumpa.
Siły, które doprowadziły do zwycięstwa Donalda Trumpa działają od dawna. O zaskoczeniu nie ma mowy. Biała, prowincjonalna Ameryka upomniała się o swoje prawa – tak brzmi dominującą narracja tych wyborów. Prawdą jest, że Trump zawdzięcza zwycięstwo stanom, które od lat uważane były za bastion demokratów. Kluczowa dla wyścigu o prezydenturę była Pensylwania, mająca 20 głosów w Kolegium Elektorów, ale miliarderowi udało się także wygrać w innych stanach należących do tzw. Pasa rdzy, w tym w Michigan i Wisconsin. Nieprawdą jednak jest, jakoby tamtejsi wyborcy z dnia na dzień przestali głosować na demokratów i zwrócili się ku Partii Republikańskiej. Ten przepływ trwa już od kilku dobrych lat. Jak zaawansowany jest to proces, niech świadczy fakt, że w hrabstwie Lackawanna w północno-wschodniej Pensylwanii w 2012 r. demokrata Barack Obama miał przewagę 27 pkt proc. nad republikaninem Mittem Romneyem. Clinton we wtorek wyprzedziła tam Trumpa zaledwie o 3,4 pkt proc.
A gdyby tak utworzyć wspólne obligacje dla całej strefy euro, które będą postrzegane jako bezpieczne aktywa i to bez konieczności gwarantowania tego przez Niemców, zabezpieczających długi innych państw? Mario Draghi rozważa pomysł wprowadzenia tzw. europejskich bezpiecznych obligacji. W teorii ESB reprezentowałyby część długu całej strefy euro o różnym poziomie ryzyka. Dzięki temu strefa euro miałaby jeden wspólny bezpieczny papier wartościowy, który nie byłby uzależniony od gospodarczych losów jednego członka eurolandu. To właśnie postrzeganie europejskich obligacji jako bezpiecznych aktywów, mimo że takie nie były, było jedną z przyczyn wybuchu kryzysu zadłużenia. Pomysł utworzenia bezpiecznych europejskich obligacji przewija się w środowiskach naukowych już od kilku lat. Po raz pierwszy ideę ESB zaproponował w 2011 roku profesor Markus Brunnermeier z Princeton University wraz z innymi ekonomistami. Dopiero teraz jednak nowy rodzaj obligacji przykuł uwagę władz monetarnych strefy euro. Mario Draghi zlecił ekspertom z Europejskiej Rady ds. Ryzyka Systemowego analizę tego pomysłu.
W dniu, w którym świat pochyla się nad grobami poległych w I wojnie światowej i składa kwiaty na grobach nieznanych żołnierzy lub tak jak w Polsce świętuje niepodległość – w Chinach w najlepsze trwa zakupowe szaleństwo z okazji Dnia Singla. Wariactwo odbywa się w internecie – święto leczenia kompleksów jednej tylko chińskiej firmie handlu on-line Alibaba przyniosło rekord sprzedaży w pierwszej godzinie Dnia Singlasingle day china– 5 mld dolarów! Aż 84 proc. operacji zamówienia dokonano za pomocą telefonu komórkowego! Antywalentynki pojawiły się w Chinach 20 lat temu, a że zadeklarowanych singli jest tam ogromna liczba i to oni głównie gonią za modą oraz wydają na siebie fortunę, święto czterech jedynek zamieniono na e-zakupy. Alibaba – największa firma e-commerce w Chinach przygotowuje specjalne promocje dla młodych Azjatów. Sprzedaż towarów 11 listopada w Chinach już w ub. roku przebiła kilkukrotnie obroty amerykańskiego handlu podczas Black Friday i Cyber Monday – dniach, gdy następuje szczyt zakupowy okresu Święta Dziękczynienia. CNBC przewiduje, iż tegoroczny Single’s Day przyniesie Alibabie ponad 20 mld dolarów obrotów z $14 mld w ub. roku, a liczba klientów przekroczy 400 mln. Na stronach dwóch portali należących do Alibaby: Tmall i Taobao znaleźć można produkty z całego świata, od francuskich win po samochody BMW czy Tesla. Na 11 listopada czeka także mnóstwo chińskich par by tego dnia wziąć… ślub. Pomimo że jedynka nie jest uznawana – jak ósemka – za liczbę magiczną, Chińczycy wierzą, że poślubienie wybranki serca właśnie w tym dniu zapewni parze dozgonną miłość.
Opracował: Sławek Sobczak