Jak podaje agencja prasowa Reutera, dolar znalazł się na 14-letnich szczytach w stosunku do ważonego koszyka walut w trakcie środowego handlu. Powodem takiego ruchu ma być powrót do powyborczej wyprzedaży na światowych rynkach papierów dłużnych, przyciągając inwestorów do amerykańskiej waluty. Donald Trump, obecny amerykański prezydent elekt planuje cięcie podatków oraz zwiększenie wydatków infrastrukturalnych, co przełożyłoby się na dynamiczny wzrost aktywności gospodarczej. Z drugiej natomiast strony plany deportowania nielegalnych imigrantów oraz nałożenia dodatkowych taryf na najtańsze produkty importowe spowodowałoby przyrost inflacji. Powyższe prognozy zwiększają oczekiwania rynków co do stóp procentowych Stanów Zjednoczonych – te w efekcie mogą wzrastać szybciej niż dotychczas zakładano, co jednocześnie umacnia amerykańskiego dolara. Wszystko wskazuje na to, że rynki przesądziły już grudniową podwyżkę stopy funduszy federalnych w USA (obecnie wyceniają ją na 90 proc., przed wyborami na 75 proc.) i o wiele pozytywniej patrzą na agendę kolejnych podwyżek w 2017 roku. Brak ruchu ze strony FED w trakcie kolejnego posiedzenia może być więc niemiłą niespodzianką i ściągnąć rosnącego dolara w dół.
Pomimo niemal zgodnych prognoz obserwatorów i analityków wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA nie spowodował krachu na Wall Street. Obecną sytuację można wręcz określić jako powrót stabilizacji na rynek ponieważ na horyzoncie nie czai się już nic niespodziewanego. Włącznie z grudniową podwyżką stóp procentowych przez FED, która przez większość rynkowych analityków jest już brana za pewnik. Obecna sytuacja w połączeniu z grudniowym „rajdem świętego Mikołaja” (kiedy to wiele instytucji finansowych np. fundusze inwestycyjne podciąga giełdy na koniec roku, żeby pochwalić się lepszymi wynikami przed swoimi klientami) może wywołać nowy impuls wzrostowy. Obecnie scenariuszem bazowym dla S&P500 future jest ruch wzrostowy. Najbliższy opór znajduje się na poziomie 2190 pkt. Po jego przełamaniu szybko powinien zostać przetestowany psychologiczny poziom 2200 pkt. Jednak jak szybko zostanie przełamany ten ostatni poziom to już zależy od kondycji popytu w kolejnych tygodniach.
Październikowe dane dotyczące amerykańskiej produkcji przemysłowej opublikowane dziś pokazały, że dynamika wskaźnika spadała w stosunku do oczekiwań analityków (0.0 proc. naprzeciwko 0.2 proc. prognozy mdm). W raporcie znalazły się także informacje o produkcji wytwórczej – ta nie zaspokoiła konsensusu rynkowego, który podawał dynamikę miesiąc do miesiąca w wysokości 0.3 proc. Ostateczny rezultat pokrył się z wrześniowym, osiągając poziom 0.2 proc. Chociaż dane na pierwszy rzut oka mogą wydawać się niekorzystne, to dolar amerykański i tak się umacnia. Może być to spowodowane między innymi tym, że przy spadkowej rewizji wyników wrześniowych, te październikowe i tak utrzymały się na plusie. Eurodolar cały czas walczy z okolicami poziomu 1.0700. Cena złota na rynku osłabia się i od 9-go listopada do początku tego tygodnia spadła o ponad 126 dolarów. Dziś uncję szlechetnego kruszcu wyceniano na $1,227.85. Ceny ropy naftowej: WTI $45.81; Brent $46.95 za baryłkę.
Libia planuje w przyszłym roku podwoić wydobycie ropy naftowej. Tymczasem kartel OPEC (do którego należy też Libia) stara się osiągnąć porozumienie o ograniczeniu wydobycia surowca, aby podnieść jego ceny. Dziś Libia produkuje 600 tys. baryłek surowca dziennie, to wciąż o 0,5 mln baryłek dziennie mniej, niż kraj produkował przed rewolucją z 2011 roku i obaleniem Mu’ammara al-Kaddafi’ego. Libia, obok Nigerii i Iranu, należy do krajów OPEC, które zostały wyłączone z wrześniowego porozumienia tej organizacji w Algierii. Jednak im więcej ropy kraje te będą produkować, z tym większą presją na ograniczenie produkcji będą musieli się mierzyć pozostali członkowie OPEC. Kartel spotka się 30 listopada w Wiedniu, aby przedyskutować obniżenie poziomu wydobycia surowca. Wielu ekspertów jest zdania, że jeśli krajom skupionym w kartelu nie uda się wypracować porozumienia, organizacja straci dotychczasowy wpływ na rynek ropy
.
Czerwcowe referendum podczas którego Brytyjczycy zdecydowali o opuszczeniu Unii Europejskiej nie tylko wpłynęło na nastroje polityczne w Europie czy wycenę funta szterlinga. Brexit to również spory problem dla wszystkich podmiotów finansowych operujących z londyńskiego Citi. Secesja oznacza utratę dostępu do wspólnego rynku. Pierwsze doniesienia dotyczące ewentualnej wyprowadzki z Londynu tak dużych graczy jak Morgan Stanley pojawiły się tuż po zakończonym referendum. Wówczas bank ostrzegał o przenosinach dwóch tysięcy swoich pracowników do pobliskiego Dublina. Ostrzegał również UBS, ale jak dotąd nie mieliśmy jasnego potwierdzenia czy szwajcarski bank zdecyduje się na przenosiny, czy jednak pozostanie w londyńskim Citi. Dziś możemy stwierdzić, że UBS nie zamierza opuszczać Londynu… przynajmniej w najbliższej przyszłości. Prezes zarządu banku, Axel Weber stwierdził dziś, że UBS nie zamierza w najbliższej przyszłości podejmować żadnych działań zmierzających do zmiany obecnej sytuacji banku w Londynie. Były prezes Bundesbanku dodał, że zarząd UBS zamierza poczekać aż opadnie kurz.
Opracował: Sławek Sobczak