Czerwcowe wyniki raportu z amerykańskiego rynku pracy autorstwa (BLS) po raz kolejny pokazały, że sama publikacja wskaźnika non-farm payroll (NFP) to nie wszystko. Pomimo bardzo wysokiego rezultaty, spadek dynamiki inflacyjnej oraz wzrost stopy bezrobocia przechyliły szalę na niekorzyść dolara, który traci wobec głównych par walutowych. Rynki były przygotowane na gorszy wynik NFP od prognozowanego. Ostateczny rezultat w wysokości 222 tysięcy (przy prognozie 179 tysięcy) i rewizja wyników majowych ze 136 tysięcy do 152 na pewno mogły pozytywnie zaskoczyć. Sam dolar w pierwszej chwili również reagował wzrostami (algorytmy uruchomiły długie pozycje po „przeczytaniu” wartości NFP), jednak początkowa aprecjacja jeszcze w tej samej minucie została bardzo szybko odwrócona. Głównym powodem nie był nawet wzrost samej stopy bezrobocia (z 4,3 do 4,4 proc.) gdyż ta nadal historycznie utrzymuje się na bardzo korzystnych poziomach. O wiele bardziej martwi wartości dynamiki zarobków godzinowych (inflacja zarobkowa). Analitycy zakładali, że w czerwcu odbije do 0,3 proc., ta natomiast osiągała wynik 0,2 proc. m/m (dodatkowo rezultaty majowe rewidowano spadkowo o 0,1 p.p. do 0,1 proc.). Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku wskaźnika r/r – tutaj inflacja zarobkowa wynosiła 2,5 proc.
O zupełnie inną kwestię martwić się może 3,2 miliona Europejczyków przebywających obecnie na Wyspach Brytyjskich… Wynik zeszłorocznego referendum w Wielkiej Brytanii zelektryzował wszystkich – począwszy od samych Brytyjczyków, poprzez rynki finansowe, a na politykach kończąc. Najwięcej obaw związanych z Brexitem mają jednak osoby na stałe przebywające w Wielkiej Brytanii, a nie posiadające brytyjskiego obywatelstwa. Szacuje się, że nawet 3,2 mln Europejczyków znajduje się obecnie na Wyspach. Stosunki pomiędzy krajami Unii Europejskiej a Wielką Brytanią po zakończeniu procesu secesji są przedmiotem rozmów jakie prowadzone są w Brukseli. Ich wynikiem zainteresowani są wszyscy Ci, którzy mieszkają i pracują na Wyspach, choć wciąż posiadają obywatelstwo któregoś z pozostałych 28 państw członkowskich. Premier Theresa May jak dotąd odrzuca pomysł własnego ministra Davida Davisa, który próbuje zagwarantować milionom Europejczyków prawa obecnie im przysługujące już po Brexicie. May wciąż polega na decyzji pozostałych państw Europy – decyzja brytyjskiego rządu ma zależeć od zapewnienia Brytyjczykom przebywającym w krajach członkowskich tych samych praw jakie mają otrzymać sami Europejczycy na Wyspach. Gra toczy się o dużą stawkę – szczególnie dla Polski. Według statystyk ONS, nawet 915 tys. Polaków może przebywać obecnie na terenie Wielkiej Brytanii.
Natomiast w świecie polityki ma dziś miejsce szczyt G20 w Hamburgu, na którym po raz pierwszy spotkali się prezydenci Trump oraz Putin. Domniemane związki Rosji z przedstawicielami otoczenia amerykańskiego przywódcy w poprzednich miesiącach prowadziły do sporych kontrowersji, aczkolwiek dziś jak na razie nic takiego nie ma miejsca. Po ponad godzinie od startu notowań na nowojorskich giełdach Nasdaq rośnie o niemal 0,60 proc., S&P500 o 0,30 proc., a Dow Jones o 0,2 proc. W Europie są widoczne słabsze nastroje, gdyż niemiecki DAX traci 0,10 proc., a francuski CAC40 0,30 proc
Pierwszy kwartał tego roku przyniósł niezwykle dynamiczne wzrosty wyceny BTC, które kontynuowane były aż do połowy czerwca. Wtedy Bitcoin utworzył, jak dotąd niepokonany szczyt w rejonie poziomu $2900.00. Od tamtej pory najpopularniejsza kryptowaluta konsoliduje tworząc szeroką formację trójkąta. Czy jesteśmy na progu kolejnej fali wzrostów? Na to wskazuje nieśmiałe wybicie jakiego byliśmy świadkami w miniony wtorek. Wówczas po raz pierwszy w tym miesiącu dzienna świeca BTC/USD zamknęła się powyżej poziomu 2500 USD (na podstawie xBTCe). Kolejne dni charakteryzowały się co prawda pewną zmiennością, lecz skierowana była ona w bok. Piątek przynosi z kolei głębszą przecenę, która może być preludium do kolejnej fali wzrostów. Wtorkowemu wybiciu towarzyszył wyraźnie wyższy wolumen handlu, który szybko topniał gdy cena coraz bardziej konsolidowała wokół poziomu wybicia.
LOT uruchomi bezpośrednie transatlantyckie rejsy z Budapesztu do Nowego Jorku i Chicago. To pierwsze w historii loty dalekodystansowe LOT spoza Polski. Rejsy do Nowego Jorku będą wykonywane z Budapesztu cztery razy w tygodniu (w poniedziałki, czwartki, piątki i niedziele), a do Chicago dwa razy w tygodniu (we wtorki i soboty). Oba połączenia są całoroczne, a bilety są już w systemach sprzedaży. Oba połączenia ruszą od maja 2018 r. Wicepremier Mateusz Morawieck i prezes LOT Rafał Milczarski ogłosił to dziś na lotnisku w Budapeszcie, byłym lotnisku narodowego węgierskiego przewoźnika Malev, który zbankrutował sześć lat temu. Pomysł jest taki, że w stolicy Węgier będzie bazował na stałe jeden Dreamliner. LOT twierdzi, że nie zmniejszy się liczba połączeń do Stanów Zjednoczonych z Lotniska Chopina. Na początku czerwca LOT odebrał siódmego z ośmiu Boeingów 787, czyli Dreamlinerów, zamówionych jeszcze w 2005 r. To właśnie dodatkowy samolot zostanie skierowany do Budapesztu. Jak wykazują analizy przeprowadzone przez LOT, z bezpośrednich połączeń z Budapesztu mogą korzystać nie tylko mieszkańcy Budapesztu i innych miast na Węgrzech, ale też wschodniej Austrii, Słowacji, zachodniej Rumunii i krajów bałkańskich. Budapeszt został pozbawiony bezpośrednich połączenie transatlantyckich przed sześciu laty, kiedy wycofały się linie American Airlines i Delta Air Lines. Dzisiaj LOT oferuje pasażerom z Lotniska Chopina połączenia przez Atlantyk do Chicago, Nowego Jorku (JFK i Newark), Los Angeles Toronto. Na początku lipca LOT uruchomił połączenie do Chicago z Krakowa. LOT zarobił w 2016 r. 303 mln zł netto i 184 mln zł na działalności podstawowej. W ubiegłym przewiózł ponad 5,5 mln pasażerów, co jest dotychczasowym rekordem.
Opracował: Sławek Sobczak